48 kilometr
Dolazłem do Bartnego w strasznych skurczach. Tak wielkich, że odrętwienie odebrało mi czucie w lewej nodze. Nadszedł świt. Udawałem, że jest OK, skorzystałem z kibelka, na którym już teraz usiąść nie mogłem. Pod bacówką zupa z makaronem i pieczone ziemniaki. Do tego klasycznie cały pakiet suszonych owoców, bananów, jabłek, ciastek, coca coli, herbaty, wody.
Tak było w Hańczowej i tak pozostało do końca biegu. Poczekałem chwilę, najadłem się, napoiłem. Posiedziałem. Kryzys ustąpił. Po ziemniaczkach nawet zrobiło mi się miło. Skurcze ustąpiły, ale wiedziałem, że wrócą. Wypiłem 2 shoty z magnezem (nitro, dużo cukru i składników, które dają kopa). Postanowiłem działać dalej. Ubieram niepewnie plecak i dawaj! Najpierw powoli, potem truchcik. Cholerka! Skurcz nie wraca. No to biegnę. Ile się da, tyle urobię. Tuż za Bartnem w kierunku przełęczy Majdan ogromne błoto i potok na ścieżce. Początkowo omijam i jakoś bokiem próbuję szturmować, ale po chwili czuję, że to nie ma sensu. Buty już przeszły wodą, zimno mnie przeszyło. „Tak już będzie do końca miły panie” – powiedział wewnętrzny głos. Skoro tak już będzie, to pieprzyć to. Ładuję na krechę i taplam się w błotku. Przynajmniej szybciej ciacham kolejne metry do przodu.
Dobiegłem do przełęczy Majdan.
Kilkanaście dni temu otworzyli tu ścieżkę przyrodniczą przez Świerzową Ruską, ku pamięci nieistniejącej miejscowości i żyjących tu ludzi wysiedlonych podczas Akcji Wisła. Echo historii, przebywania w łemkowskim świecie. Hmm tylko kto się nad tym teraz zastanawia? Ileż różnych myśli człowiek ma podczas takiego biegu! Jest tyle czasu na to, że HEJ. W późniejszych fazach jest to jednak bardzo obciążające. Lepiej się wyłączyć i biec, bo myśląc zauważyłem, że po pierwsze to strasznie męczy i spowalnia, a po drugie było mi wtedy niedobrze. Dziwne… ale prawdziwe :). Każdy z nas ma inaczej i trzeba to zaakceptować. Wiem ile przede mną, co jak wspomniałem już jest dobre i złe. W tym momencie wiedząc ile mam poczułem się dobrze. Dlaczego? Nie wiem.
Kolejny punkt odżywczy to przełęcz Hałbowska, ale najpierw jeszcze pasmo Magury Wątkowskiej.
Z przełęczy wybiegam na Magurę, gdzie znajduje się ołtarzyk z okazji pobytu tutaj nie Papieża, a jeszcze wtedy Karola Wojtyły. Ten to przemierzał Beskid Niski i Msze odprawiał na górkach! Także i tutaj, na Magurze sprawował najświętszą ofiarę. Stąd ołtarz, ku pamięci. Wbiegając w to miejsce wiem, że osiągnąłem grań i tak stromo do góry póki co nie będzie. Kolejno Świerzowa, Ostrysz i Kolanin. Wiedziałem co mnie czeka. Kolejny rzeźniczy zbieg z kamieniami. Niby Beskid Niski, a potrafi dać w kość i pokazać stromizny nie ustępujące tym z Beskidu Żywieckiego lub Bieszczadów. Drugi z najtrudniejszych zbiegów na trasie. Na szczęście już bez czołówki, wszystko widać i więcej można ogarnąć. Bezpiecznie drę na dół.