Tatry: Kościelec z Kuźnic

15 czerwca 2019
Tatry: Kościelec z Kuźnic
Przy dobrej pogodzie i mocniejszej kondycji z Zakopanego da się urobić większość szlaków i spokojnie można dojść do głównej grani Tatr na granicy polsko-słowackiej. Jak zawsze jednak, wyprawę należy bardzo dobrze przemyśleć, zapakować się, sprawdzić pogodę i wybrać o odpowiedniej godzinie – dostosowanej do naszych aktualnych możliwości. U mnie tym razem dylematu nie było. Trzeba było szturmować skoro świt, by zdążyć na śniadanie. Tak oto z Nosalowego Dworu wylądowałem tego dnia jako pierwszy na Kościelcu.

Wypełnij czas na MAX

Mocniejsze działanie w Tatrach miałem umyślone przy okazji konwencji Salewy i Dynafita w Nosalowym Dworze w Zakopanem. Moje myślenie zawsze jest proste. Skoro już gdzieś jadę to trzeba to maksymalnie wykorzystać i „coś porobić”. Z tą dewizą jak zawsze zastanawiam się „gdzie i o której godzinie oraz na jak długo – zależy ile mam czasu”. Do Zakopca przyjechałem dzień wcześniej, późnym bardzo wieczorkiem z myślą spokojnego zakwaterowania i w miarę spokojnego snu. Do tej pory moje wyjazdy były jeszcze bardziej po bandzie, gdyż w zwyczaju była pobudka o 2 w nocy, wyjazd około 3 by gdzieś po 6 pojawić się na szlaku wlotowym do Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Tym razem wolałem wreszcie zrobić inaczej. Finalnie i tak wyjechałem około 19, by po 22 zameldować się w recepcji. Impreza inauguracyjna już trwała w najlepsze pod ogromną wiatą grillową, tak więc postanowiłem odszukać znajome twarze i coś może jeszcze w ramach kolacji przekąsić. To wszystko udało się aż nadto, więc rozmowy zabrały cenne minuty przeznaczone na sen i regenerację. W łóżku wylądowałem dopiero około 1 w nocy. Snu zostało raptem3,5 godziny, jednak nie zrażony, a w pełni zmotywowany i z ustawionym celem obudziłem się o 4:30 by pobudzić ciało i przygotować do operacji.

Operacja KOŚCIELEC

Szybka toaleta, przygotowanie sprzętu, w którego skład weszła kamizelka biegowa i cienki polar „w razie gdyby…”. Dodatkowo 2 bidony wody po 250 ml oraz dla spokoju głowy 1 duży snickers w ramach pożywienia. Tak przygotowany dokonałem rollowania i małego rozciąganka.

W drogę!

Z hotelu wybiegłem około 5:30, lekkim truchtem podążając w kierunku Kuźnic. Nie wbijałem się skrótem pod wyciągiem i ścieżką ku wlotowi na Nosal. Postanowiłem trochę na około pobiec asfaltem rozgrzewając nieco zaspane ciało. Ulicą Mieczysława Karłowicza dobiłem do ulicy Przewodników Tatrzańskich, czyli bezpośredniej trasy do Kuźnic. Tam wbiłem się na szlak niebieski przez Boczań. Pogoda zapowiadała się cudowna, tym bardziej, że wokół pusto i turystów było brak. Na podejściu przeszedłem do marszu i tak czasem podbiegając zdobywałem kolejne metry  w dystansie i pionie. Po drodze minąłem jednego piechura i starszego pana, który też wybrał się na biegowo. Na grani Skupniów Upłaz byłem całkowicie sam z widokami na Giewont, Czerwone Wierchy czy Kasprowy Wierch. Uczucie nie wymagające komentarza, a i tak trudno byłoby znaleźć jakieś konkretne słowa. Totalna wolność bycia tu i teraz.

Ty, góry i przestrzeń i co tylko chcesz, to masz.

Tak z uśmiechem na twarzy dotarłem na Przełęcz między Kopami, gdzie znajduje się początek/koniec żółtego szlaku ku Dolinie Jaworzynki. Dalej raz podbiegiem, raz płasko ruszyłem biegusiem w kierunku Schroniska PTTK Murowaniec. Mijając obiekt nie zaglądałem do środka, gdyż czas mnie gonił, a zapewne o tej godzinie na szarlotkę próżno mogłem liczyć. Trzymając się niebieskich oznaczeń szlaku pognałem ku Czarnemu Stawowi Gąsienicowemu. Po drodze gdzieś tam wysoko zobaczyłem osobę, która prawie dotarła do stawu. Byłem ciekaw jaki dalszy jej los. Osiągając staw napisałem się wody, kilkaset metrów wcześniej dopełniłem bukłaki czystą, zimną górską wodą wypływającą ze zbocza. Zaopatrzony i nawodniony rozpocząłem mozolne podejście na Przełęcz Karb zmieniając oznaczenie szlaku na czarne.

Nosal w dole, a na horyzoncie po lewej Babia Góra, na prawo Gorce

Giewont i Kopa Kondracka

Prawie w Dolinie Gąsienicowej z widokiem od prawej na Świnicę, Kościelec, kawałek Orlej Perci i Żółtą Turnię

Jest i on. Szpiczasty Kościelec, na prawo Świnica i Świnicka Przełęcz. Dalej droga przez Skrajną i Pośrednią Turnię w kierunku Kasprowego Wierchu.

Mocno i stromo

To podejście okazało się dosyć męczące kondycyjnie ze względu na spore nachylenie oraz stanowiska śniegu, które trzeba było obchodzić po osuwających się kamieniach. Po drodze spotkałem piechura,k którego wcześniej widziałem daleko przed sobą. Miał pewne obawy co do szlaku i możliwości wejścia. Bał się ewidentnie śniegu i nie wiedział co dalej. Pogadałem z nim chwilkę, ale jak zobaczył moje buty biegowe na pewno nabrał wiary w swoje możliwości i kontynuował wędrówkę. Ze wzmożoną koncentracją dotarłem na grań i dotarłem do początku/końca niebieskiego szlaku łącznikowego, który zaprowadziłby mnie z powrotem do Doliny Gąsienicowej, ale od zachodniej strony Karbu. Tutaj znów kilka oddechów i nie zwalniając kroku rozpocząłem napieranie na szczyt Kościelca. Początkowo żwawym krokiem po widocznej ścieżce. Ta po kilkuset metrach zmieniła się w trasę, która momentami wymagała podparcia ręką, czy umiejętnego i rozważnego postawienia stopy. Z momentów trudnych natknąłem się na 2 miejsca. W pierwszym musiałem dosyć konkretnie złapać się rękami i skorzystać z poszarpanej struktury skały by pokonać półkę skalną. Drugi moment to ostatnie 30 metrów do szczytu, gdzie ręce na równi z nogami chodziły.

Poezja

Na szczycie byłem zupełnie sam, w cudownym otoczeniu Orlej Perci z wystającym charakterystycznie Kozim Wierchem czy Granatami. Na południu majestatyczna Świnica i co tylko jeszcze chcecie. Nigdy nie zapominam o Beskidach, dlatego też z szacunkiem popatrzyłem na Babią Górę i Turbacz, które stąd były jednak nie wyróżniające się. Przegryzłem w nagrodę snickersa, pomodliłem się, zadzwoniłem do Basi i rozpocząłem z pełną koncentracją schodzenie. W połowie ściany spotkałem ów piechura, który jednak tu dotarł bez problemów i też miał zamiar szczytować. Znowu pogadaliśmy chwilkę i każdy pognał ku własnym celom. Droga powrotna to spokojny zbieg, który kontynuowałem tą samą drogą, którą wchodziłem. Znowu minąłem Murowaniec nie zaglądając do środka. Małą przerwę wyznaczyłem sobie na Przełęczy Między Kopami. Kilka łyków wody, złapanie oddechu, widoki. Tak napojony wszystkim porwałem się na żółty szlak ku Dolinie Jaworzynki. Teraz spotkałem znacznie więcej turystów wchodzących, a bliżej Kuźnic 3 wycieczki szkolne, które podążały w kierunku przeciwnym. Od Kuźnic zbiegłem tą samą drogą do Nosalowego Dworu, gdzie hotel powoli budził się do życia. Zdążyłem na mycie, śniadanie i dzień, który dla wielu dopiero się zaczął.

Parametry szlaku:
  • Trasa: Nosalowy Dwór – ul. M. Karłowicza – ul. Przewodników Tatrzańskich – Kuźnice – niebieski szlak przez Boczań – Przełęcz Między Kopami – Murowaniec – Czarny Staw Gąsienicowy – Karb (szlak czarny) – KOŚCIELEC (2155 m.n.p.m.) – Karb – Czarny Staw Gąsienicowy – Murowaniec (szlak niebieski) – Przełęcz Między Kopami – Dolina Jaworzynki (szlak żółty) – Kuźnice – Nosalowy Dwór
  • Dystans: 20 km, 1350 m przewyższenia
  • Czas: 3 godziny + 30 minut postojów
  • Data: 4.06.2019

Ścieżka do Czarnego Stawu Gąsienicowego

Nad Czarnym Stawem, a cel przede mną

Orla Perć

Puścił oko Czarnemu Stawowi Gąsienicowemu 😉

Kościelec ostateczne starcie. Na drugim planie Świnica

Dowód 😛

Panorama ze szczytu w kierunku Świnicy

Orla Perć

Tatry Zachodnie

Beskidy

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.