Słowacki Raj: Sucha Bela i Przełom Hornadu

21 sierpnia 2020
Słowacki Raj: Sucha Bela i Przełom Hornadu

Drabinki drewniane i metalowe, poziome i wysokie pionowe, podesty nad wartko płynącą rzeką, urzekające mostki wiszące wysoko nad nurtem, szlak wzdłuż koryta potoku, urozmaicone formy krajobrazu i wszechogarniająca przyroda. To tylko hasłowo wymienione atrakcje, które można spotkać na dwóch najpopularniejszych szlakach Słowackiego Raju. To trzeba zobaczyć, przejść i przeżyć.

Start: Podlesok
Trasa: Sucha Bela, Klastorisko, Przełom Hornadu
Koniec: Podlesok

Jak dojechać na Słowacki Raj?

Przyjęło się, że rocznice ślubu to się obchodzi w okrągłe lecia, albo się nie obchodzi, a jak już się obchodzi to pewnie kino, teatr lub coś bardzo dystyngowanego. Całość okraszona wieczorną kolacją, a co po kolacji to już słodka tajemnica. Zapewne generalizuję i spłycam temat. Oczywiście, że TAK! Akurat Basi i mnie zachciało się czegoś innego gdzieś, gdzie byliśmy dawno lub nigdy. Mając sposobność postanowiliśmy udać się na południe do sąsiadów Słowaków. Akurat po drodze szczęśliwe nasze pociechy zostały u dziadków w Trzcinicy, my natomiast standardowo o godzinie 3:00 odpaliliśmy mechanicznego rumaka i pod osłoną nocy rozpoczął się rocznicowy trip. Z okolic Rzeszowa i Jasła najoptymalniej pojechać krajową 28 do Nowego Sącza by za miastem odbić na południe doliną Popradu przez Rytro i Piwniczą Zdrój. Granicę przekraczamy w Mniszku nad Popradem by następnie kierować się wąską doliną ku Lubowli i Kzieżmarkowi na południe.

Szlaki na Słowackim Raju. Co wybrać?

Najoptymalniej zatrzymać się w przysiółku Podlesok między Betlanovcami i Hrabusicami. To punkt parkingowy dla dużej ilości samochodów oraz miasteczko z barami i straganami z pamiątkami. Dla zainteresowanych można się tutaj obłowić w każdy rodzaj pamiątki z tego magicznego miejsca. Na miejscu pojawiliśmy się w okolicach 6 rano, więc świeciło pustkami. Żywej duszy dokoła i tylko nasz samochód na starcie.

Jeżeli ktoś wybiera się po raz pierwszy w ten rejon polecane są zazwyczaj 2 szlaki:

     1. Prielom Hornádu

Trasa przebiega wzdłuż górskiej, wartko płynącej rzeki Hornad. Na niebieskim szlaku możemy spotkać mnogą ilość wiszących mostków, którymi przekraczamy rzekę by dalej podążać wytyczoną ścieżką. Dodatkowo sporo łańcuchów, gdzie idziemy przytuleni do skały, ale najwięcej adrenaliny wywołują tzw. Stupacky – metalowe podesty, którymi idziemy wzdłuż pionowej skały przytrzymując się zawieszonych łańcuchów, często 10-20 m bezpośrednio nad rzeką. Ze względu na te ciekawe miejsca, trzeba przełamać lęk, a frajda z tego ogromna. Szlak nie posiada dodatkowych trudności w postaci dużych podejść czy zejść gdyż prowadzi ciągle wzdłuż cieku wodnego.

     2. Sucha Bela

Szlak uznawany za najbardziej niebezpieczny lub emocjonujący. Większość szlaku prowadzi bezpośrednio korytem potoku, gdzie przy dużych wezbraniach nie sposób przejść „na sucho”. Zazwyczaj jednak się da, gdyż w końcu nazwa do tego zobowiązuje. Spora ilość drewnianych mostków oraz stromych i wysokich drabin świadczą o stopniu trudności i zmierzenia się z lękiem wysokości. Nie każdy sobie z tym poradzi, ale każdy spróbować powinien

Jeżeli już mamy za sobą te 2 kultowe trasy dobrze jest rozglądnąć się za kolejnymi, mniej uczęszczanymi:

  • Piecky (Zadnie, Prednie, Stredne);
  • Kysel (Maly i Velky);
  • Veľký Sokol;
  • Sokolia Dolina

 

Patrząc na mapę turystyczną postanowiliśmy, że wystartujemy najpierw na Suchą Belę, a następnie udamy się na wzniesienie Klastorisko. Tam popijając zapewne piwko i patrząc na czas zadecydujemy czy będzie to już moment by schodzić do samochodu, czy pójdziemy jeszcze dalej i wykonamy plan maximum: przejście dodatkowo całego Przełomu Hornadu.

Tras zejściowych z tego rejonu bowiem jest bardzo dużo. Wybierając jeden z najpopurajniejszych szlaków zawsze mamy możliwość zejścia drogą „normalną”, czyli zwykłym szlakiem, a czasem nawet drogą szutrową bez jakichkolwiek atrakcji w postawi łańcuchów, mostów, drabin i innych szaleństw. Jednak w końcu po to tutaj jedziemy 😊

Sucha Bela

Wystartowaliśmy o godzinie 6 rano. Czując rześkość poranka oczy same się otwierały i nawet nie trzeba było się zbytnio ratować poranną kawką. Tę jednak wcześniej zaliczyliśmy, nie wiem czy bardziej z klimatu, tradycji, przyzwyczajenia, czy może to po prostu uzależnienie. Przeszliśmy cały jarmark turystyczny, który w tej chwili jeszcze nie funkcjonował. Szybko przedostaliśmy się na wylot zielonego szlaku w las. Po 500 metrach ścieżka wchodziła w koryto potoku i kazała iść dalej wzdłuż niego. Ze względu, że nigdy jeszcze nie podążałem tym szlakiem wydawało mi się, że droga będzie szła brzegiem, skarpą, poboczem. Otóż nie. Jeżeli ktoś z Was będzie miał kiedyś wątpliwości: szlak wiedzie bezpośrednio korytem i tylko nasza inwencja twórcza, a przede wszystkim stan wody w potoku będzie świadczył jak i którędy będziemy się poruszać naprzód. Bardzo szybko okazało się, że przy aktualnych warunkach przejście suchą stopą możliwe nie będzie dla osób posiadających buty poniżej kostki – czyli dla mnie. Basia wybrała o niebo lepiej. Ubrała buty powyżej kostki, dodatkowo z membraną więc szło się jej wybornie, od góry woda się nie nalała. U mnie natomiast już po pierwszych kilkuset metrach nastąpiło pierwsze pełne zamoczenie, gdyż nie było sposobu ominął wąskiego przesmyku w inny sposób. Pierwszy raz najgorszy, potem już z górki 😊 Dlatego też pierwszy kilometr ciągną się okrutnie, gdyż szukaliśmy sposobu i łudziliśmy się, że jakoś na sucho się da. Po chrzcie szło już się o niebo lepiej. Po około 1,5 kilometrze pojawiły się drewniane drabinki położone poziomo oraz te metalowe – pionowe. Największe wrażenie zrobiła na nas stroma, metalowa drabina oraz wąskie przejście między skałami w połowie dystansu. Akurat tam spotkaliśmy Polaków, którzy z kaskami na głowach oraz dosyć dużym przerażeniem próbowali sforsować ten moment. Dla nas radość była ogromna, bo w końcu „coś konkretnego się działo”. Ostatnia drabina stroma i wysoka drabina na Okienkowym Wodospadzie dokonała całości i wspaniałości trasy.

Zaver, droga ku Klastorisku

Dalej teren stał się mniej stromy, weszliśmy do lasu, gdzie wydeptane ścieżki prowadziły bokiem. Doszliśmy na kulminację wzniesienia, zostaliśmy wręcz wyrzuceni na krzyżówkę szlaków Sucha Bela, Zaver. Następnie podążyliśmy w kierunku Klastoriska. Leśną, szeroką drogą, spokojnie przez „Pod Vtacim Hrbom” przemierzając może 3 kilometry znaleźliśmy się na szerokiej polanie z widokiem na Słowackie Wysokie Tatry. Dokonaliśmy zakupu przysmaków w schronisku. Chyba zapomniałem wcześniej dopisać, że na całym szlaku do tej pory oprócz Polaków na najbardziej emocjonującym odcinku Suchej Beli nie spotkaliśmy żywej duszy. O jak dobrze, że nie każdy wychodzi w góry skoro świt. Niech ta tendencja się utrzymuje jak najdłużej 😊.

Droga nad Biely Potok i Przełom Hornadu

Po wietrznym posiłku szybko zabraliśmy się z ławeczki, by po kolejnych 3 kilometrach leśnego, niebieskiego szlaku dostać się nad Biely Potok, gdzie dla nas zaczynał się a dla wielu kończył szlak Przełomem Hornadu. Ten odcinek brzmiał dziwnie znajomo, niczym pieniński odcinek Sokolej Perci w Polsce.

Przełom Hornadu

Nie zwalniając tempa przeszliśmy konkretny most nad dosyć szeroką rzeką. Ta wylewała się z brzegów, płynęła bardzo wartko, a zamulenie i brązowy kolor świadczył o dosyć mocnych deszczach jakie ostatnio nawiedziły tę krainę. To była odpowiedź, dlaczego na Suchej Beli sucho przejść się nie dało. Rzeka ujmując temat w jedną sentencję: Robiła Wrażenie. Po zaczątku i kilometrowym odcinku bez przygód dotarliśmy do momentu stromego podejścia pod skałę. Tam nagle jakaś drabinka. Zeszliśmy nią a dalej… Stupacky! Zawieszone bezpośrednio nad rwącą rzeką na wysokości około 10 m wprawiły nas w niemałe przerażenie. Basia poszła przodem i nagle stanęła w miejscu. Otóż trzeba było się mocno odchylić od ściany i zaliczyć małe przewieszenie. Oczywiście należało przy tym manewrze mocno trzymać się łańcucha, jednak na kilka sekund nas przytkało. Dalej się już szło i nawet zdjęcia robiło! Raz lasem, raz mocnym podejściem, raz zejściem, następnie mostem przez rzekę i kolejnymi łańuchcami tudzież stupackami pokonywaliśmy kolejne atrakcje. Turystów było już dosyć sporo, nie przeszkadzało nam to jednak w upajaniu się urokami trasy. Okazało się, że połowa napotkanym osób to Polacy, więc czuliśmy się prawie jak u siebie. Dotarliśmy do momentu gdzie rzeka przechodziła już w stonowany rytm i wypływała na przestrzeń otwartą. Tam przeszliśmy ostatni most i szlakiem przez obóz harcerski powróciliśmy do Podlesoka

Data wyjazdu: 12.07.2020

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.