Sylwester 2019. Nocna wyprawa na Lubań w Gorcach

16 stycznia 2020
Sylwester 2019. Nocna wyprawa na Lubań w Gorcach

Na sylwestra nie zapowiadało się grubo, hucznie, nawet kameralnie. To miał być spokojny wieczór i równie takowa noc z kochanymi naszymi dzieciakami. Tylko, że… To nie nasza rzeczywistość. Nie te duchy, nie ta mentalność, nie ten stan. Gdzie więc nasze miejsce? Tym razem kierunkiem był Lubań (1211 m.n.p.m.) położony w malowniczych Gorcach.

  • Początek trasy: Tylmanowa
  • Cel: Lubań 1211 m.n.p.m.
  • Koniec trasy: Tylmanowa

 

Tak mnie i Basię wewnętrznie  darło, że postanowiliśmy coś wykreować. Imprezy i domówki nam się nie chciało. Po za tym już wszystko zajęte, zarezerwowane, w klimatycznych schroniskach czy domkach miejsca było próżno szukać. Wiązać i zobowiązywać się nie mieliśmy zamiaru. Wolność wyboru ma swoje zalety, ale także minusy. Na zorganizowane uczty nie było dla nas miejsca. Pomysł, który nawiedził nie wiadomo kogo pierwiej przypadł nam do gustu od razu.

Plan wyjazdu

Był następujący: jedźmy gdzieś na górę, na której jest wieża i popatrzmy jak się bawi świat dokoła. Decyzja padła na Lubań w Gorcach i była związana z majestatyczną wieżę i studencką bazą namiotową, która w sezonie letnim funkcjonuje i przyjmuje turystów. Byliśmy przekonani, że na pewno ktoś tam będzie i zapali ognisko. Nie myliliśmy się.

Na miejscu startu pełni nocnej nadziei w bojach zaprawieni

Dojazd w Gorce

Wyjechaliśmy późno, bo o godzinie 18. To zapewne godzina, w której większość normalnych obywateli powoli zaczyna sylwestrową zabawę, a goście gromko przybywają na miejsca schadzki. Przed nami była jednak nocna jazda po opustoszałych drogach. Z Rzeszowa udaliśmy się na autostradę w kierunku Krakowa, następnie odbiliśmy ku Wojniczowi, by krętymi ścieżkami wzdłuż zbiornika Czchowskiego i Rożnowskiego dostać się do Nowego Sącza. Stamtąd krajową 28 pomknęliśmy przez Łącko do punktu naszego startu: Tylmanowej. Tą trasą nigdy jeszcze nie podążaliśmy, tak więc nastąpiła nocna okazja.

Początek Kalwarii Tylmanowskiej. Szczególną uwagę zwróciła tablica z informacją o ataku Słowaków na Polskę w 1939 r.

Dojście na Lubań (1211 m.n.p.m.)

Samochód zaparkowaliśmy przy drodze głównej nad rzeką Ochotnicą. Tablica informująca o Gorcach i szlakach papieskich wraz z dużą ilością rozjeżdżonego terenu sugerowały, że można tutaj bezpiecznie zostawić pojazd i potraktować ten punkt jako miejsce startu. Znakomita większość jednak wybierała się stąd na Kalwarię Tylmanowską aniżeli na monotonne i długie podejście ku jednemu z najwybitniejszych szczytów Gorców. Ruszyliśmy około godziny 22. Po spakowaniu plecaka i wyposażenia go w AŻ 200 ml płynu wyskokowego (którego i tak nie opędzlowaliśmy) udaliśmy się zielonym szlakiem. Wszędobylskie błoto i temperatura w okolicach 2 kresek powyżej zera nie tworzyły klimatu beskidzkiej, uroczej zimy. Mieliśmy nadzieję, że spotkamy ją wyżej. Tak też się stało. Początek był bardzo stromy. Mocnym podejściem delikatnie ślizgaliśmy się w błocie, jednak pewna stopa ze wspomożeniem agresywnego bieżnika dzielnie wgryzała się w niepewną strukturę podłoża. Bardzo szybko znaleźliśmy się wysoko nad miejscowością. Mogliśmy ujrzeć układ zabudowy Tylmanowej dzięki migoczącym lampom, odbijającym się w poszarpanej strukturze tafli wartko płynącego Dunajca. Od czasu do czasu głównym gościńcem przemknął szybko samochód ewidentnie spiesząc się na trwające już w mocy sylwestrowe bale. My dzielnie robiliśmy swoje.

Zaczynamy mocno pod górę

Widoki z pod Baszty na Tylmanową i Dunajec

Kalwaria Tylmanowska

Z czołówkami na głowie przeszywaliśmy zielony trakt. Po kilkunastu minutach pojawiła się przed nami pierwsza stacja kalwarii: modlitwa w Ogrojcu z betonowymi, ludowymi figurami klęczącego Chrystusa i śpiącymi Apostołami. Wśród mniejszych stacji doszliśmy do wysokiego na 15 m krzyża, który oświetlony lampkami dumnie górował na wzgórzu Baszta, trzymają pieczę nad całą Tylmanową. Ów krzyż widzieliśmy wcześniej z drogi. Wokół zatkniętego monumentu odnotowaliśmy kolejne figury: Św. Jana Pawła II, górnika, policjanta i Pietę w kamiennej kapliczce. Mimo dodatniej temperatury panował dosyć przejmujący chłód. Udaliśmy się w dalszą drogę. Zeszliśmy z Baszty do drogi stokowej i łąk, które przecięliśmy zmierzając na wprost pod górę. Do lasu. Systematycznie i miejscami dość stromo szlak prowadził nas na odnogę Lubania z charakterystycznym szczytem Pasterskiego Wierchu. Z początkowych symptomów zimy objawiającej się miejscowymi płatami śniegu powoli krajobraz przeobrażał się w pełni zimowy. Na dodatek oblodzony. Na Pasterskim Wierchu zima panowała już na dobre. Nawet zapadaliśmy się miejscami w śniegu po kolana  brodząc przez polanki, na których wiatr stworzył solidne wydmy. Tempo stało się wolniejsze. Niestety nie zapowiadało się byśmy na północ zdobyli szczyt właściwy. Tak więc wyluzowani napieraliśmy dalej zieloną kreską. Las przerzedzał się i za nami w dole dało słychać huki odpalanych fajerwerków. W oddali na horyzoncie niebo migotało od kolorowych salw.

Krzyż na wzgórzu Baszta dzielnie góruje na Tylmanową

Dowód istnienia 🙂

Tylmanowa nocą

Północ na Lubaniu

Udało się wyjść z lasu. We wszystkim bowiem należy szukać pozytywów. Otworzyliśmy naszą małpkę z zawartością pigwową, pociągnęliśmy po łyku, popatrzyliśmy na północ gdzie sporych rozmiarów jasna poświata sugerowała umiejscowienie Nowego Sącza. Wystrzeliwane w górę race cięły niebo. Był to widok, dla którego warto było dojść do tego miejsca. Wykonaliśmy w mrozie kilka telefonów z życzeniami. Do czasu kiedy dało się zatracać czucie w palcach. Pognaliśmy dalej pod górę. Drzew po drodze spotykaliśmy co raz mniej, a i teren stał się bardziej płaski. Dopełnieniem całości były głosy, śpiewy i rozmowy w studenckiej bazie namiotowej SKPG Kraków. W głębokim śniegu i solidnym wietrze doszliśmy do balującej ekipy. Jak się okazało twórcami wydarzenia „Sylwester na Lubaniu” była ekipa organizatorów znanej w Gorcach imprezy biegowej Gorce Ultra Trail. Znakomitą większością byli mieszkańcy okolicznych miejscowości.

Pokaz nocnej mody

Piękniejsza strona nocnej mody

Gdzieś na jednej z zawianych polanek

Nowy Sącz

Kolejny mocny odcinak

Wieża widokowa na Lubaniu

Zamieniliśmy kilkanaście dłuższych słów z Ludźmi Gór. Tematy nasuwały się same. Okolica, biegi górskie i inne pyszne bajania, które bliskie są praktykom takowych aktywności. Nasza wyprawa jednak na tym etapie się nie zakończyła. Wszak wieży o północy dotknąć się nie udało, ale 30 minut po czasie mieliśmy szansę stać się pierwszymi zdobywcami obiektu w 2020 roku. Zakładam, że wszyscy balujący wyszli na wieżę kilkanaście bądź kilka minut przed północą. Z tej widoków w środku nocy jeszcze nie pzeżywaliśmy. Północ czy południe – nieważne. W każdym kierunku dało się zobaczyć linie świateł wzdłuż dróg, czy skumulowane kępy oświetlenia niewątpliwie sugerujące lokowanie miejscowości. Zrobiliśmy sobie zdjęcia. Najbardziej jednak ujmująca była cisza. Tak jakby zeszło powietrze. Przed północą emocje, napięcie, strzelanie, śpiewanie, życzenia. A gdy już to się stało… Cisza. Bez wstrzałów, bez krzyków. Wszędzie dokoła spokój i ogrom przestrzeni. Tak zapamiętam ten moment, gdy patrzyłem na wszystko wokół. Zeszliśmy z wieży, powróciliśmy nad ognisko, gdzie ekipa powoli żegnała się ze sobą. Niektórzy schodzili, inni w stanie nieważkości stracili kontakt z rzeczywistością. Kolejni oddali się własnym kontemplacjom nad tańczącymi ognikami wśród palącego drewna. Widząc, że i tutaj emocje opadły pożegnaliśmy towarzystwo wybierając najszybszą drogę zejściową, czyli tę samą, którą przybyliśmy.

Wieża na Lubaniu. Enklawa aktywnego wypoczynku w sercu Gorców

Widoki z wieży

Zawiani na schodach

Zejście z Lubania

Powiew mocy w nowym roku dodał nam skrzydeł. Basia postanowiła zbiegać, więc z ciężkim plecakiem udałem się za nią. W podskokach i lekkim kłusem oraz cicho niczym łania gubiła moja Barbara kolejne metry nad poziomem morza. Za nią tur, by mułem go nie nazwać starał się dotrzymać kroku jej mąż zasapany cały. Bardzo ciekawe to doświadczenie było, a i czas szybko leciał wraz z pokonywanymi kilometrami. Błyskawicznie jak na piechurów zeszliśmy do samochodu. Nie czekając zbyt długo zapakowaliśmy się do drogi powrotnej. Emocje buzowały, spać się nie chciało – trzeba było z tego korzystać by nie zasnąć. Droga czarna, a dzieci nasze w śnie całe u Babusi. Byle bezpiecznie do domu. Pojechaliśmy.

Ognisko w studenckiej bazie namiotowej SKPG Kraków

Krzyżówka szlaków z Głównym Szlakiem Beskidzkim

Widoki na północ. Spokój i cisza w Nowym Roku

Krótki popas z pigwówką

Data wycieczki

31.12.2019

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz