Dolina Małej Łąki i Przysłop Miętusi w Tatrach

24 lipca 2019
Dolina Małej Łąki i Przysłop Miętusi w Tatrach

Wyłuskanie dwóch dni pod rząd w pełni sezonu turystycznego w moim przypadku to większy sukces niż zaplanowanie misternej wyprawy obfitującej w kwieciste atrakcje. Każdy ma z czymś problem, albo inaczej: każdy ma w czymś łatwość i to należy utrzymywać, a o resztę się zatroszczyć. Bo kto nie chciałby pojechać w urocze Tatry czy Gorce w pełni lata :). 

  • Początek trasy: Gronik, Dolina Małej Łąki

  • Cel: Wielka Polana Małołącka, Przysłup Miętusi

  • Koniec trasy: Gronik, Dolina Małej Łąki

Jak wybrać się na wycieczkę z małymi dziećmi?

Planują wypad podpytałem Basię i moją Mamę jakie klimaty wycieczkowe chcieliby skonsumować. Po niepewnych odpowiedziach sam zaproponowałem, że może by tak Taterki coś popróbować a w drugim dniu skoczyć w Beskidy. Generalnie dla dziewczyn chyba bardziej liczył się sam fakt wyjazdu w ciekawe miejsca, a dokąd precyzyjnie to wiedziały, że ja się tym zajmę. Jak to dobrze mieć taką pewność, człowiekowi się łatwiej żyje 😊. Jednak to nie tak, że ja tutaj jestem fundamentem całej wyprawy, bo bałwochwalić się nie mogę. To Basia przygotowuje ciuchy, trochę jedzenia i wyprawkę dla Stasia i Jasia. Babusia natomiast dopełnia opieką z tyłu nad dwoma Huncwotami i dodatkiem jedzenia ze swojej strony. Bez tych elementów wyjazd odbyć by się jakoś mógł, ale co to byłby za wyjazd…

Budziki ustawiliśmy na 5:00. Dzień wcześniej Jasiek już został przetransportowany do Babusi by trochę rozdzielić czas poświęcony na obrobienie młodych. Ze Stasiem poszło szybko. Mleko, przewijka, do nosidła i do samochodu. Torby dzień wcześniej misternie przygotowane też szybko znalazły się w bagażniku. Punkt 6:00 zameldowaliśmy się u Babci Beatki. Ta z kolei poradziła sobie z Jaśkiem jeszcze szybciej. Wpakowaliśmy więc Jegomościa do siodełka, w środku wylądował Stasio, a za kierowcą wylądowała Babusia, która miejsca miała w ilości co najmniej komfortowej. Basia z przodu na fotelu pasażera i wesoły samochód ruszył w kierunku autostrady A4. Po drodze przystanek na sikundkę i kawusię, skręt na Zakopiankę na wysokości Krakowa i dłuższy postój na śniadaniu przed Zakopanem. Bułeczki na ciepło weszły wyśmienicie, gdyż zagryzane surówką i mięsnymi kotlecikami  komponowały się z bukietem warzyw w kanapce. Makłowicz lepiej by tego nie wymyślił, a na pewno podniebienie wariowałoby mu bardziej niż nad proziakami. Z karmieniem Stasia i Jasia zeszło trochę dłużej więc cały proceder zajął dobrą godzinę. Nakarmieni i przygotowani na wrażenia tego dnia udaliśmy się do Zakopanego

Dzień I:  TATRY

Dolina Małej Łąki i Przysłop Miętusi

Przez Zakopiec przebrnęliśmy szybko. Sprawnie na Krzeptówki i już znaleźliśmy się na wylocie drogi w stronę Kościeliska. Tam jednak nie dotarliśmy, gdyż naszym celem był mały parking przy wlocie do najkrótszej doliny dojściowej w główną grań Tatr, oczywiście po polskiej stronie. Zaparkowaliśmy tuż przy drodze na niewielkim placu, opłaciliśmy postojowe i bilety do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Rozpoczęliśmy trekking wąską doliną i szeroką, miejscami usypaną z kamyczków drogą. Prowadziły nas 2 równolegle w tym miejscu biegnące szlaki: żółty na Kondracką Przełęcz i niebieski na Małołączniak. Rozpocząłem z Jaśkiem zabawę w szukanie oznaczeń szlaków, a że niebieski to jego ulubiony to zawsze pierwszy wyhaczał malunki na drzewach lub kamieniach. Wtedy dało się słyszeć dobitne Jaśkowe: „Niebieskie to jest!!!”. W pewnych momentach czułem się trochę jak w Wąwozie Homole w Pieninach. Wąska, V-kształtna dolina, strome i w bliskiej odległości, porośnięte drzewami zbocza. Małołącki Potok dopełniał całości generowanych przeze mnie odczuć. Tak pięliśmy się delikatnie pod górę w rozmowach na różne tematy. Po około 2 kilometrach krajobraz stał się bardziej tatrzański. Zdecydowanie zaczęło nas otaczać więcej iglaków i dużych głazów, które zostawił tutaj kiedyś pełzający lodowiec. Stromizna podejścia także dała o sobie znać, zyskiwaliśmy bowiem znacznie szybciej metry w pionie. W końcu dotarliśmy do rozwidlenia szlaków, a naszą trasę postanowiłem delikatnie wydłużyć. Udaliśmy się więc trochę dalej ścieżką wzdłuż żółtych oznaczeń do Wielkiej Polany Małołąckiej.

Ekipa w komplecie na wlocie do Doliny Małej Łąki

Na początku trasy

Ubrana jak należy 🙂

Małołącki Potok

Piesza autostrada

Jednak mimo wszystko konkretnie pod górę

Przy ławeczkach zrobiliśmy pierwszy stop, by Staszek mógł poleżeć na stole i być ponoszonym przez Babusię i Tatusia. Jasio natomiast harcował wśród korzeni i wyszukiwał najpiękniejsze kamienie, których chciał zabrać ogrom, a pojemność dłoni ograniczała mu te zapędy. Nad Kondracką Przełęczą wisiała ciężka, ciemna chmura, która skutecznie przysłaniała zachodni grzbiet Giewontu i Kondracką Kopę. Nad łąką natomiast w najlepsze operowało Słońce. Całą swoją mocą i majestatem zsyłało na nas wszechogarniające ciepło. Po 15 minutowym popasie i sesji zdjęciowej nastał czas pakowania przekąsek oraz dzieciaków. Udaliśmy się czarnym szlakiem o potocznej nazwie „ścieżka nad reglami” w kierunku Przysłopia Miętusiego. Mocno i kamieniście pod górę i czasem trochę w dół sprawiało mały problemat Basi, która dzierżyła Stasia przed sobą i dzięki temu miała ograniczone pole widzenia na sytuację pod nogami. To już czas najwyższy na plecakowe rozwiązania chustotrekkingu. Do tej pory na szlaku byliśmy praktycznie sami. Jedynie w oddali Doliny Małej Łąki majaczyła postać piechura, a po drodze minęliśmy się może z trzema zespołami turystów.

Przysłop Miętusi

Docierając do kolejnego punktu trasy złączyliśmy się z większą grupką turystów, którzy w to miejsce zmierzali z turystycznej autostrady – Doliny Kościeliskiej. Przyzwyczailiśmy się już do „ochów” i „achów” na temat zaplątanego w chustę Stasia, że taki malutki, a już w górach. Zawsze to miłe jak ktoś zagada, bo wtedy zazwyczaj wywiązuje się pełna ciepła rozmowa na tematy górskie i nie tylko. To lubię i lubimy 😊 Tutaj już bez zatrzymywania (ze względu na sporą ilość ludzi) zrobiliśmy kilka fotek, nasyciliśmy oczy granią Czerwonych Wierchów z najbardziej wybitnymi z tego miejsca kopułami Krzesanicy i Małołączniaka. Podążyliśmy dalej w kierunku Doliny Kościeliskiej. Na tym odcinku jednak doszedł nas ruch i turystyczna masoneria. Jedni wchodzili, inni schodzili i zasadniczo nie było chwili na jakąkolwiek spokojną kontemplację. Automatycznie przyspieszył nam się krok i bardzo szybko dotarliśmy do wlotu doliny.

Wielka Polana Małołącka

Widok w kierunku Giewonta i Kopy Kondrackiej

Burza nas nie dogoni 😉

Jest Ekipa!

Ścieżka nad Reglami w kierunku ku Przyłopowi Miętusiemu

Przysłop Miętusi

Na tle Kominiarskiego Wierchu

Zejście do Doliny Kościeliskiej i Kominiarski Wierch na horyzoncie

Patenty na deszcz

Na krzyżówce przyszła ulewa więc przydały się artefakty przeciwdeszczowe, które profilaktycznie zabraliśmy z samochodu, ale nie zastanawialiśmy się nad praktycznym ich użyciem: 2 pałatki, 2 parasole i 2 kurtki przeciwdeszczowe. Wszystko spełniło swoją rolę idealnie. Ja ubrałem kurteczkę biegową, śpiącego Jasia natomiast okryłem solidnie moją, pancerną kurtką przeciwdeszczową wraz z kawałkiem nosidła trekkingowego. Dodatkowo wziąłem parasol i rozłożyłem nad młodym Śpiochem. Basia ubrała pałatkę na siebie i Stasia, tak że mu tylko głowa wystawała. Moja Mama zadowoliła się solidną pałatką, pod którą znalazł się też plecak. Tak w mocnym deszczu doszliśmy do parkingu przy wlocie do Kościeliskiej. W pierwszej spotkanej karczmie kupiliśmy szarlotkę i kawę oraz, albo przede wszystkim nakarmiliśmy Stasia. W tym czasie deszcz ustał, więc korzystając z okna pogodowego udaliśmy się drogę powrotną czarnym szlakiem jednak tym razem „ścieżką pod reglami”. Spacerkiem z widokiem na Zakopane i Gubałówkę, raz bliżej drogi, raz dalej podążaliśmy szutrowym traktem odzyskują znowu turystyczny spokój. 300 metrów przed samochodem uderzyła w nas kolejna ściana deszczu. Na szczęście parking był pod rozłożystymi koronami drzew, więc ten nas mało co moczył. Rozpakowaliśmy się szybko i wpakowaliśmy wszystko wraz z Młodymi i Nami do mobila i tak zamknęła się nam 11 kilometrowa pętla.

Panoramka. Synek, to są Czerwone Wierchy, będziemy tam 🙂

Chustomama na chustotrekkingu z chusto-poncho 😀

Spać można w każdych warunkach

Tym razem ścieżka pod Reglami

Z widokiem na Zakopane

Nad Reglami i pod Reglami czarnym szlakiem się podąża

W drodze…

Tak to można chodzić 🙂

KRZEPTÓWKI: Przebojowa druga część dnia

Rozmyślając co jeszcze tego dnia można urobić podążyliśmy samochodem pod Polanę Szymaszkową na obiad, a następnie na Mszę Świętą do Sanktuarium na Krzeptówkach. Nie można pominąć tego odcinka w całokształcie. Jasiek wchodząc do Świątyni, początkowo speszony, powoli, ale systematycznie rozwijał swoją strefę komfortu. Najpierw plątał się między nogami i zaczepiał innych, potem odchodził trochę dalej, by w końcu zdecydować się na wycieczkę środkiem kościoła pod ołtarz. To wszystko było spoko i nawet miłe. Wszedł Młodzieniec za barierki i patrzył na księdza, który właśnie zabierał się za czytanie Ewangelii. Ten uśmiechnął się do Jasia i sielanka trwała. Tak oto Jan raz chodził, raz siedział, a czasem kładł się przed ołtarzem zabierając uwagę wiernych i pozostałych dwóch księży. Na tym jednak się nie skończyło. Akurat w czasie jego poszerzania horyzontów wokół ołtarza podszedłem do pierwszej ławki będąc jedynym stojącym. Jak to dobrze i u siebie porozwijać tę strefę. Miarka przebrała się, kiedy Jasiu wszedł za ołtarz i zmierzał do Najświętszego Sakramentu. Nie znam prawideł dokąd mogą młode dzieci sięgać, ale uznałem, ze chyba Młody zaszedł za daleko i postanowiłem interweniować. Podszedłem z lewej strony ołtarza próbując złapać Syna, a ten… ucieka. Więc próbuję z drugiej strony, a Jasiek znalazł sobie zabawę w uciekającego. Zebrałem się w sobie, wszedł na ołtarz, wziąłem go bez ceregieli i udałem się środkiem kościoła na nasze miejsce. Zewsząd oczy. Jedne uśmiechnięte i rozbawione, inne gromiące. Ot tak, jak to w społeczeństwie. Cała paleta emocji 😊. Przez następną część Mszy Świętej Jasiek był totalnie nieznośny i robił wszystko by zwrócić na siebie uwagę. W końcu przytrzymałem go w jednym miejscu i z wielkimi męczarniami dotrwaliśmy do końca liturgii. Na koniec pojechaliśmy do Łapszanki by zalokować się w pokoju. Zjedliśmy kolację i przeszliśmy drugi epizod batalii z Niepokornym, by zasnął. Był wykończony i kończył siebie oraz innych dokoła. Pełni pokory i cierpliwości zgasiliśmy światło i posnęliśmy w pieron…

Pojedzony 🙂

Data wyjazdu: 14.07.2019

Jeżeli chcesz poznać przygody drugiego dnia podczas zdobywania szczytu Magurki z wieżą widokową w Gorcach to zapraszam:

WYCIECZKA TRASĄ DYDAKTYCZNĄ NA MAGURKI I MIEJSCE KATASTROFY BOMBOWCA LIBERATOR W GORCACH

 

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.