Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 5 – Kryzys na kryzysie

16 maja 2019
Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 5 – Kryzys na kryzysie

Bigos i zniszczenie żołądka
Docieram do Ożennej i widzę obok przekaźnika lokalny sklepik. Wpadam do środka i błądzę oczyma po sklepowych półkach myśląc, na co mam akurat ochotę. Taka zasada na takich wyrypach. Jesz to, na co masz ochotę i na czym wzrok się zatrzyma. Tutaj ta zasada mnie zawiodła. Mój wzrok spoczął na bigosie, naszła mnie nieprzeparta chęć. Kupiłem kociołek, miły Pan podgrzał go w mikrofalówce, owinął brudną szmatą (bo gorący) i zacząłem delikatnie wsuwać. Zjadłem może 1/3 zawartości i to był kres moich możliwości. Oddałem resztą poczciwemu psu.

Sam się zapakowałem, podziękowałem i dalej parłem do przodu w kierunku Flipovskiego Wierchu i przełęczy Mazgalica. Pomysł dotarcia tego dnia do Barwinka odsunął się z powodu ciężkości żołądka i jedyne, o czym marzyłem to dotrzeć do Huty Polańskiej. Wdrapałem się z powrotem na granicę, podszedłem na Wierch, zszedłem na przełęcz Tepajec, oddałem dwa obolałe spojrzenia na niewyraźne widoki w kierunku Ciechani.

Ożenna i były PGR

Dalej zasuwałem w kierunku przełęczy Mazgalica. Oj droga się dłużyła… Tutaj musiałem odbić 2,5 kilometra od szlaku do Huty Polańskiej. Zacząłem się toczyć w dół. Minąłem 2 obozy harcerzy po drodze, kościół i w końcu znalazłem się w schronisku Hajstra. Całe szczęście, że Basia wcześniej zarezerwowała nocleg. Myślałem, że zastanie mnie gleba ze względu na obłożenie w schronisku, jednak ostało się miejsce awaryjne, na poddaszu, na miękkim podłożu. Tam też rozbiłem swój majdanik, pogadałem z bardzo miłym Panem o Niebieskim Szlaku (ewidentnie zna się na rzeczy i kocha góry).

Filipowski Wierch i pamiątka z okresu I WŚ

Jedz na siłę!
Następnie zamówiłem pierogi, mimo że nie miałem ochoty na jedzenie. Wiedziałem że muszę coś w siebie wmusić. Po 20 minutach dostałem michę pierogów z mięsem. Zszedłem mozolnie z poddasza, siadłem przy stole i normalnie powinienem mieć uśmiech od ucha do ucha. Tymczasem rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Wzdychałem i grymasiłem, biorąc pierog za pierogiem do ust i ciężko przegryzając. W końcu się udało!!! Zjadłem cały talerz.

Słowacka gospodarka leśna – wycinka pasami. No i są widoki na południe.

Teraz kolejna część adaptacji – prysznic. Schodzę na dół na bosaka, piorę bieliznę ze względu na ograniczoną jej zasobność, następnie się myję. Czuję się mega osłabiony ze względu na te żywieniowe rewolucje. Wyzuło to ze mnie wszystkie siły. Szybko wyciskam ciuchy i wracam na górę – kładę się spać, wybiła północ.

Kościół Rzymskokatolicki pw. św.Jana z Dukli i św.Huberta w Hucie Polańskiej.

Dzień II. 9 lipca – Hej graniczny Niski
Nastawiam budzik na 2 w nocy, jednak przedłuża mi się do 3. Dobra – 3 godziny wystarczy, będzie więcej siły. Schodzę do kuchni, oczywiście cały schron śpi i tylko donośne pochrapywanie słychać tu i ówdzie zza drzwi. A o północy jeszcze taki gwar. Piwko, muzyka, śmiechy 🙂 kto by się budził o 3 w nocy!? Jem powoli co mogę w kuchni, wypijam chyba ze 6 szklanek herbaty, wmuszam w siebie bułkę z pasztetem i ketchupem. Wychodzę na zewnątrz, świeże powietrze chłosta mi twarz, czuję, że wisi w powietrzu burza. Oooo… jakby taka pogoda była tylko bez deszczu – idealnie na biegi i szturmy! Nadrabiam z powrotem od schroniska 2,5 kilometra na przełęcz Mazgalica. Po drodze mijam 2 harcerskie obozy, przy których stoją wartownicy słaniający się pod masztami z flagą. Ewidentnie walczyli ze snem 🙂 Dobijam szybko do granicy, nie zatrzymując się cisnę na Baranie (wybitny szczyt z wieżą widokową). Dookoła słyszę zbliżające się grzmoty, podchodząc wyżej doganiają mnie coraz bardziej. W końcu zaczęły spadać kropelki.

Bigos mnie opuścił…

Koniec świata na Baranim
Nagle ni stąd ni zowąd GRZMOT i PIORUN – kilkadziesiąt metrów ode mnie. Aż włosy mi stają dęba . Za kilka sekund – drugi!!! Czuję, że szczyt coraz bliżej. Przyspieszam kroku, dosłownie 30 sekund później zaczęło lać. I to nie deszczyk ani mżawka a soczysta burza ze ścianą deszczu. Postanowiłem nie kryć się pod liściastym bukiem a gnać, co sił do przodu, gdyż wiedziałem że szczyt tuż, tuż. Biegnę! Dobrze być przewodnikiem i wiedzieć, co się ma przed sobą, ponieważ na Baranim jest zamykana wiata. Jest! Udało się, szczyt był blisko, polało na mnie raptem z 5 minut, chociaż zdążyło mnie porządnie zmoczyć.
Wchodzę do wiaty. Leje jak z cebra i nie zanosi się na poprawę. Wpadłem w samo centrum potężnej burzy i to na szczycie! Rozkładam mapy, ubieram długie termo ubrania i się kładę na ławkę wewnątrz. Przeczekam tę nawałnicę. Zasnąłem. Zbudziłem się godzinę później – dalej leje, ale tak jakby przestaje. Poczekałem z 15 minut i rzeczywiście. Deszcz paszoł won.
Wyszedłem gdy jeszcze kropiło. No, ale co zrobić napieram dalej. Niestety, mimo iż przestało padać – ten odcinek przemoczył mi doszczętnie buty. Tak bardzo, że zaczęło w nic chlupać. Słońce powoli zaczęło świecić. Jednak odcinek z Baraniego do Barwinka ma to do siebie, że na ścieżce wystają przeróżne trawy. Świeżo zmoczone po deszczu stanowiły bardzo dużą kumulację(gąszcz). Wszystko to zbierały moje buty, gdyż z niemożnością było tak wysoko podnosić nogi. Bardzo to wszystko męczyło i zabierało masę czasu. Po 5 minutach dałem sobie spokój i zacząłem szurać do przodu. W butach woda – można by wylewać.

Barwinek, największe przejście tranzytowe polsko-słowackie na wschodzie.

Przy zejściu do miejscowości musiałem się zatrzymać. Zjadłem coś słodkiego, żywieniówka dalej mnie mordowała i nie dawała żyć… doczłapałem jakoś do Barwinka. Czas – był bardzo zły! Oj zdemotywowało mnie to strasznie…
Doszedłem do baru, kupiłem prowiant w sklepie-samochodzie. W barze zamówiłem barszcz po ukraińsku i do tego jajecznicę. Rozłożyłem wszystko by się trochę wysuszyło, przebrałem nowe buty, ubrałem krótkie termo gdyż pogoda się poprawiła. Postanowiłem prę dalej w kierunku granicy na Kiczerę Jałową. Wychodzę i czuję się lepiej. Barszcz zdecydowanie pomógł! Wbijam szybko na granicę nieopodal przełęczy Dukielskiej – 500 m.n.p.m (najniższa przełęcz w głównym wododziale karpackim). Przechodzę obok słowackiej wieży, na którą można wyjechać i posłuchać o np. Operacji Dukielskiej podczas II Wojny Światowej. Szybko doszedłem do oznaczeń czerwonego szlaku granicznego słowackiego i słupków granicznych. Pomykam granicą na Czeremchę.

Słowacka wieża widokowa z informacjami na temat Operacji Dukielsko-Preszowskiej.

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz