Diadem Polskich Gór – Dzień XII – Bieszczadzkie Sztychy

10 maja 2019
Diadem Polskich Gór – Dzień XII – Bieszczadzkie Sztychy

Walka o każdy krok

Zmęczenie dzisiaj nadeszło bardzo szybko. Zatrzymałem się w Cisnej u Karnasów by żywot umilić sobie sytą porcją placka po bieszczadzku. Zjadłem go z wielkim apetytem, na deser miejsca jednak nie starczyło. Żołądek też już miał dość w tym całym zniszczeniu. Po obiadku pojechałem w kierunku Dołżycy by zaparkować samochód blisko wlotu czarnego szlaku. Ten dopiero co został odświeżony, więc świeżutkie biało-czarne oznaczenia były widoczne z daleka. Po drodze minąłem kilka par zmierzających ku szczytowi. Skwar lejący się z nieba utrudniał znacznie posuwanie się nawet wśród drzew. Państwo, których mijałem też mieli dosyć ze względu na małe wprawienie. Ja umierałem, ze względu na moje głupie błędy, które skumulowane dawały mi srogą lekcję pokory. Lasem obok kulminacji Horodek, gdzie dawniej stało schronisko, a wcześniej punkt obserwacyjny WOP dotarłem na szczyt z tabliczką informacyjną, resztkami schroniska, tablicą upamiętniającą wizytę m.in. Zygmunta Kaczkowskiego, który dotarł tutaj z Aleksandrem Fredrą i Wincentym Polem. Dodatkowo fragment połoniny i widoki na południe wraz Jasłem i pasmem granicznym dawały radosnego poglądu na krainę Biesów i Czadów. W skupieniu nad właściwym stawianiem kroków wróciłem na dół.

Ścieżka wyraźna, ale dopiero powyżej drogi

Jedyne co pozostało po niegdyś całkowicie odsłoniętym szczycie

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz