Diadem Polskich Gór – Dzień VII – Tatry starcie pierwsze

29 kwietnia 2019
Diadem Polskich Gór – Dzień VII – Tatry starcie pierwsze

Myślałem, że będzie łatwiej. Myślałem…

Zaczęła się druga połowa dnia. Już wiedziałem, że muszę działać od razu. Bez żadnego odpoczynku, ani drzemki, by wrócić do samochodu w okolicach zachodu słońca. Szlak krótszy i mniej podejścia. Jak okazało się w praktyce…. To było drugi raz to samo. Na początek 6 km asfaltu by znaleźć się przy wlocie czerwonego oznaczenia na Trzydniowiański Wierch. Podejście mozolne, by nabrać wysokości, wszak musiałem wspiąć się na prawie 1800 m.n.p.m. Szło się dobrze, wyszedłem na szczyt. W oddali majaczący cel mojej podróży wróżył jeszcze spory dystans… Tak pobiegłem granią w stronę Kończystego Wierchu, zbiegłem na przełęcz i rozpocząłem najbardziej stromy odcinek by dotrzeć na wierzchołek Starorobociańskiego. Tam pusto i cicho… Zero ludzia, całkowicie sam. Ja i góry oraz spotkane po drodze kozice, które w ogóle się nie bały. Tak, to ich teren i dom, ja tutaj byłem gościem. Na szczycie postanowiłem, ze zbiegnę doliną Starej Roboty, czyli inną, trochę dłuższą trasą. Ta sama powrotna droga męczyła mi bardzo psychikę, a tutaj przynajmniej coś nowego. Tak zmotywowany rozpocząłem delikatny zbieg w dół na Siwą Przełęcz i z grani Ornaka doliną do Chochołowskiej. Przy drodze dopadł mnie zmrok. Ten jednak w tym miejscu był dopuszczalny. Uzbrojony w czołówkę nie musiałem jej nawet odpalać. Droga szeroka, asfaltowa wiodła mnie z każdym metrem co raz bliżej do samochodu, jednak dłużyła się niesamowicie. Kolejne 24 km i 1300 m przewyższenia wyssały ze mnie całą energię. Miałem już dosyć. Doczłapałem do samochodu i udałem się do Kościeliska do karczmy. Tam jak muł, wolno jadłem posiłek, gdyż przyjmowanie pokarmu w stanie wycieńczenia było przez mój organizm mocno ograniczone. Dalej postanowiłem zadzwonić do znajomego pensjonatu w Zakopanem na ulicy Zwierzynieckiej. Moim marzeniem było się umyć, a potem pojechać na stację benzynową. Umówiłem się z Panią, że tylko wskoczę na umycie i nie będę brał noclegu. Zajechałem pod pensjonat i czekam. Dzwonię, a pani mówi, że jest na zewnątrz i czeka na mnie. Wtedy zaczęło mi się coś nie zgadzać. Podjechałem kilkanaście domów dalej, a Pani do mnie, że chyba nigdy u niej nie nocowałem, gdzie podczas rozmowy telefonicznej zarzekałem się że byłem u niej z moją Żoną, Mamą i mały Jaśkiem w nosidełku. Na żywo zacząłem kitować to samo… Kłamałem i wiedziałem, że kłamię. Pani ciągle powtarzała – pan u mnie nie nocował, ale proszę się umyć. Chciałem jej zapłacić, a ona, że nie. Po umyciu przyznałem się, że kłamałem, ale dzwoniąc myślałem, że dzwonię gdzie indziej no i tak sobie pogadaliśmy. Pani bardzo miło mnie pożegnała i nalegała bym następnym razem dzwoniąc mówił, że jestem tym co przyjechał się umyć, a nie od małego dziecka i nosidełka. Następny nocleg zaklepuję u państwa Szwedów na Zwierzynieckiej. Gorąco polecam! Padnięty pojechałem na moją stację by przygotować się na drugi dzień tatrzańskich zmagań.

Z pod Trzydniowiańskiego Wierchu. Dolina Chochołowska głęboko w dole

Jeszcze tylko do Kończystego Wierchu, a dalej… oj sporo. Starorobociański to tej po lewej 🙂

Niech ten ostatni plan stanie się wreszcie pierwszym!

Już późno, grubo popołudniu. Turystów dokoła nie uświadczysz. Weszły Kozice na swój teren. To ja jestem gościem…

Zejście przez Siwą Przełęcz i Dolinę Starej Roboty 😉

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz