Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 7 – Bieszczadzkie Kolosy

17 maja 2019
Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 7 – Bieszczadzkie Kolosy

Dzień III. 10 lipca 
Budzę się klasycznie o 3:00. Wstaje się dobrze. Organizm już zdążył się przyzwyczaić i dosyć dobrze sobie radzi z całodziennym napieraniem i spaniem po 3 godziny.
Cudowny sok
Jem resztę pierogów, pakuję plecak i przyrządzam sobie rarytas! W lodówce znalazłem pyszny sok z aroni, mmm…

Chlipałem go sobie cały wieczór i cały następny dzień, robiąc butelkę soku, jako część prowiantu. To było zbawienie podczas tego dnia pełnego żaru – lejącego się z nieba. Ściągam kolejny raz troki, plecak naładowany, tym razem do masy wody dodałem pasztet w słoiku (!!!) i 2 konserwy w puszcze. Jak za dawnych studenckich lat hehehe. Takie są realia Niebieskiego Szlaku. Wiedziałem, że oprócz Balnicy, dzisiaj po drodze nie mam żadnego sklepu i cywilizacji.

Wschód Słońca na wysokości Nowego Łupkowa.

No to zaczynamy przemierzać Bieszczady. Na mapie trasa wygląda spoko, górki obok siebie; jedna 983, druga 1001 m.n.p.m. Myślę sobie – płasko! Będzie to łatwizna do pokonania. Tymczasem tak tylko wyglądało na mapie.

Góra, dół, góra, dół…

Góra, dół, góra, dół…
Rzeczywistość okazał się brutalna. Wejście – zejście. Mocne podejścia i konkretne zejścia, krótko mówiąc kondycyjna wyrypka na dzisiaj. O tyle o ile noga darła do góry to, z góry już napotykała problemy.
Po kolei wspinałem się na : Głęboki Wierch, Wysoki Groń, Wierch Nad Łazem, Gmyszów Wierch, Rydoszową i dłuuuugi zbieg do Balnicy. W końcu dotarłem do stacji leśnej kolejki wąskotorowej z Majdanu pod Cisną. Wpadam i widzę, że miejsce nabrało komercyjnego charakteru. Przy postoju kolejki – stragany z pierdołami i pamiątkami.

2 jajecznice z kiełbasą po 4 jaja 🙂

Uderzam prosto do schroniska z myślą o ciepłej strawie. Tylko to mnie interesuje. Są dwie rzeczy do wyboru: kapuśniak albo jajecznica z kabanosami. Wybieram to drugie z czterema jajkami. Wszamałem wszystko, patrząc się tempo na torowisko kolejki. Kupuję czekoladę studencką i podróbkę coca-coli. Decyduję się na jeszcze jedną jajecznicę z kabanosami. Zwijam się powoli i po godzince restu dalej kroczę po szlaku. Akurat mijałem się około 5 minut z kolejką, która zajeżdżała głośno dając znak, z masą turystów w wagonikach.

Dawny trójstyk granic. Czerenin.

Cisnę dalej przez kolejne pokaźne bieszczadzkie szczyty: Czerenin (przed szczytem jakieś 15 minut leży powalony słup – dawny trójstyk granic: Niemcy – Słowacja – Węgry) dalej Stryb, Sinkowa, Rypi Wierch. Każdy szczyt oczywiście ma swoje podejście i swój zbieg. Między drzewami już majaczą perełki Bieszczadów – połoniny ze Smerekiem na przedzie.


Głupi…
Zbiegam na przełęcz nad Roztokami. Tutaj się posilam. Wiem, że blisko jest źródełko, jednak dziwnym przypadkiem spakowałem się i poszedłem jak idiota do przodu w kierunku Okrąglika. Nie wiem, dlaczego nie nabrałem wody i pognałem w górę tylko z litrą ??!!! Na szczęście ogarnąłem, że po drodze mam jeszcze, co najmniej 2 źródełka na przełęczach.

Przełęcz nad Roztokami, dla Słowaków Przełęcz Ruska.

Osiągam Okrąglik i tutaj wreszcie widzę trochę więcej grupek turystów. Na szlaku granicznym jak dotąd, w zasadzie do Balnicy naliczyłem 2 ekipy, tutaj może około 4 grupy. Napieram do przodu zaliczając kolejne górki, czyli: Kurników Beskid, Płaszę i Dziurkowiec do Rabiej Skały.

Widoki na Bukowske Vrchy.

W okolicach Płaszy jest źródełko, więc nabieram obficie wody, zastanawiając się czy ten wodopój mi zaszkodzi, czy nie. Moje wątpliwości rodziły, wijące się w wodzie stworzenia na kształt pijawki. Nie miałem wyjścia – byłem na stanie zerowym z wodą i musiałem dopełnić się na maxa. Czuję się dobrze, mimo skorzystania z wody, pewnie pijawki okazały się wskaźnikiem czystości tego źródełka:).

Dziuerkowiec.

Daję do przodu! Teraz klasyka od Rabiej Skały. Mijam Czoło, Borsuk i docieram do Przełęczy pod Czerteżem. Tutaj się grubo zastanawiam, czy iść dalej do Ustrzyk czy zostać… Jeszcze kilka większych podejść przede mną. Zmarnowany całym dniem z konkretnymi podejściami, mając w nogach 55 km postanawiam iść spać do pobliskiej wiaty. Jem, bukuję się na górze (na deskach na poddaszu) wiaty, zamykam i z poczuciem bezpieczeństwa kładę się spać. Ubrany we wszystko co mam, a wiele rzeczy jasne mi brakuje. Zrobiłem jedną wielką głupotę zapominając o foli NRC, spoczywającej w plecaku. Owijając się w nią miałbym ciepło jak w domowym zaciszu, tymczasem w nocy dygotałem się niemiłosiernie, wręcz rzucało mną z zimna. Wszak to przełęcz i grań wododziałowa.

Z Dziurkowca widoki na Połoninę Wetlińską (po lewej) i Caryńską (po prawej).

Dzień IV. 11 lipca – Bieszczadzkie sztychy ciąg dalszy
Budzę się o 1 w nocy, zjadam kawałek konserwy, pakuję i napieram dalej. Podchodzę przy świetle latarki na Czerteż, dalej mijam Kamienną i już w półmroku docieram na Kremenaros. Tutaj kolejny pasztetowy posiłek. Uświadamiam sobie, że po około 150 kilometrach kosztowania szlaku granicznego – odchodzę od granicy (tudzież graniczenia). Wkraczam całkowicie w Polskę. Bowiem tutaj jest kolejny, aktualny trójstyk, gdzie łączy się granica Polski, Ukrainy i Słowacji. Kieruję się na Wielką Rawkę. Jedyny legalny odcinek, gdzie można iść wzdłuż granicy z Ukrainą. Zastaje mnie wschód słońca, pięknie wylewające się promienie na gniazdo Tarnicy i Bukowe Berdo, a w cieniu jeszcze majaczą połoniny Caryńska z Wetlińską no i zamglone Ustrzyki. Teraz dłuuuugie zejście do punktu kasowego, ciągnące się ponad 2 godziny. W końcu dotarłem do obwodnicy bieszczadzkiej i teraz jeszcze 30 minut drogi asfaltem do Ustrzyk Górnych.

Pierwszy ze słupków. Na Kremenarosie/Krzemieńcu/Kremencu

Trójstyk granicy Polski, Ukrainy i Słowacji.

Wschód Słońca z Wielkiej Rawki w kierunku Ustrzyk Górnych i gniazda Tarnicy.

Ustrzyki Górne.

0 komentarz

Mogą cię także zainteresować

Napisz co myślisz