Widokowo, cudnie, radośnie dla serca
Uruchomiłem samochód i wróciłem w stronę Jaślisk, następnie objechałem pasmo Bukowicy by dostać się do Woli Piotrowej – najoptymalniejszego wyjścia na kolejny szczyt. Samochód zaparkowałem na dużym placu i drogą szutrową rozpocząłem wędrówkę. O bieganiu już dawno mogłem zapomnieć. Nadwyrężenie mięśnia goleniowego, które dalej poszło w kolano i biodra blokowały mnie jakiejkolwiek aktywności biegowej. Ledwo człapanie było moim szczytem możliwości. Dotarłem do krzyżówki żółtego szlaku z GSB (Głównym Szlakiem Beskidzkim) gdzie skręciłem na wschód. Wyszedłem z niewielkiego lasu na teren łąkowy. Przekaźnik i kulminacja szczytu była na wyciągnięcie ręki. Piękna pogoda tworzyła całość krajobrazu, który żył i tętnił w mojej duszy i sercu. Tylko nie w nogach, te dogorywały, paliły, umierały… Na szczycie fotki, widok na Kamień nad Jaśliskami i pasmo graniczne oraz inne wspaniałości Beskidu Dukielskiego jak Polańska czy Jawornik. Czas było wracać do wehikułu. W mojej głowie bowiem nastąpił kolejny epizod – walka z bieszczadzkimi kolosami. Pierwszy z nich był kolejny na liście.