Kraina niedźwiedzia
Rano obudziłem się o 4:30. Odpaliłem poranną toaletę, herbatka i w drogę. Nogi odpoczęły! Rany się zasklepiły, mięśnie trochę puściły. O zbawcza nocy! Dzięki za to myślenie w dzień poprzedni. Wiedziałem jednak, że łatwo nie będzie bo spięcie dalej powodowało, że kuśtykałem, a rany były świeżutkie, napłynięto osoczem, gotowe do ponownego otworzenia i pracowania. Witaj o kolejny dniu. W myślach kotłowała mi się jednak inna, nieco przerażająca myśl.
W tej części Niskiego jest dosyć sporo niedźwiedzia. Jak go spotkać to tylko rano, o świcie i w miejscu, gdzie ludzie rzadko zaglądają. Góra, która była przede mną oraz szlak wyjściowy spełniał wszystkie założenia. Tak więc miałem stracha, a w praktyce to się zobaczy. Na szczęście dopiero wieczorem dostałem wiadomość od koleżanki, że dzień wcześniej właśnie w tej części masywu widziano niedźwiedzia i ma on tam swoją gawrę. Dobrze, że dopiero wieczorem się o tym dowiedziałem. Dotarłem za Lipowiec. Samochód zostawiłem przy leśnej drodze, mocno przytulony do drzew, tak by nikomu nie przeszkadzał. Bardzo dobre to było posunięcie z mojej strony, gdyż na powrocie leśnicy już mocno na tym właśnie obszarze działali. Żółtą ścieżką dydaktyczną, czyli tzw Spirytusową Drogą rozpocząłem mozolne i długie podejście na szczyt. Szlak wymaga jednak gruntownej modernizacji lub usunięcia go. Oznaczenia na drzewach wyblakłe, a w terenie ścieżka miejscami nikła. Dla mnie bomba i cudeńko. Byłem jak w domu. Jednak dla turystów wymagających wspomagania może być trochę ciężej. Tak poruszając się słuchałem odgłosów dokoła, ryk jelenia w bliskiej odległości uspokajał mnie jednak. Czułem się z nim bezpiecznie, mimo, że jego celem było chyba przepędzenie mnie z tego terenu. Łatwo kiedyś myliłem to z niedźwiedziem, no ale tak działa głowa. Jak o czymś myślimy to kreujemy wszystko wokół właśnie pod to myślenie, czyli w tym przypadku niedźwiedzia. Doświadczenie jednak mówiło wyraźnie: to jeleń ????. Po drodze minąłem dwa z trzech starych kamieniołomów, które swego czasu były eksploatowane przez okolicznych mieszkańców. Mógłbym jeszcze zejść do cudnego nieoznakowanego ścieżką uroczyska – Berezedni, ale to na inny czas. Dotarłem do szczytu od strony granicy polsko-słowackiej. Na górze tablica informacyjna i usypany stos kamieni, być może zebrany właśnie z niefunkcjonujących już kamieniołomów. Wracało mi się jakoś raźniej, może dlatego, że Słońce wschodziło co raz wyżej i rozświetlało radośnie cały las.