W rytm serducha
Na szczyt postanowiłem dostać się czerwonymi i niebieskimi oznaczeniami z przełęczy Glinne – granicy polsko-słowackiej. Jeszcze świeży i poranny niczym po kawie zacząłem płaskim odcinkiem, które to zmieniło się w regularne i mozolne podejście do góry. 700 m w pionie. Szło się bardzo dobrze i w rytmie co cieszyło mnie najbardziej. Takie tempo było moje i najbardziej efektywne dla mojego organizmu. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu na szczycie byłem zupełnie sam o godzinie 9. Cały szczyt tylko dla mnie, w miejscu gdzie ludzi ładuje od Hali Miziowej co nie miara. W tej szczęśliwości zbiegłem na dół. Spotkałem przy samochodzie Pana Dozorcę opiekującego się niefunkcjonującymi obiektami dawnego przejścia granicznego. Okazało się że był już rano na szczycie i wchodzi tam przed pracą prawie codziennie. Pełen szacunku do niego oglądnąłem zdjęcia wschodu słońca. Palce lizać! Pożegnałem się serdecznie i udałem w Pasmo Jałowieckie.