Diadem Polskich Gór – Dzień V – Beskidy czas start

Majestat Beskidów na dzień dobry

Około godziny 4:30 przebudził mnie dźwięk kropel spadających na dach i szyby samochodu. Ponuro, ciemno, mokro. Zjadłem dobrą kanapkę  na ciepło na stacji benzynowej, dokonałem obrządku obmycia twarzy i z gorącą herbatkę wskoczyłem do mojego środka transportu. Celem był dojazd do Rycerki Górnej, na kulturalny parking, skąd żółty szlak wiódł bezpośrednio na szczyt.

Wszystko było jak należy. Dojechałem, przebrałem się. Deszcz ustał, góry zaczęły parować. Widok ten, pełen tajemniczości i majestatu przejmował i pochłaniał mnie całego. Czułem się jedno ze wszystkim co mnie otaczało. Tym bardziej, że było jeszcze szaro, a na szlaku żywej duszy. Pokonując kolejne kilometry i metry w pionie dobiłem do granicy polsko-słowackiej, a stamtąd jeszcze 10 minut do schroniska i szybki wskok na szczyt. Mgła osiadła na dobre, widoczność była zerowa. Wyszedłem na platformę widokową z opisanymi panoramami  z widokami dokoła. Szybki film, zdjęcie i spowrotem na dół. W schronisku jeszcze cisza, jeżeli ktokolwiek tam był to jeszcze smacznie spał, a ja postanowiłem nie przerywać tej błogiej ciszy. Przemoczony od mgły udałem się na parking. Zbiegając lekkimi susami spotkałem pierwszą osobę na szlaku tego dnia – biegacza, który hardo robił trening pod górę. Oj nie chciałbym się z nim mierzyć. To już nie był czas na wyścigi. Ogólne zmęczenie trzymało na dobre.

Góry oddychają

Widoki dokoła zacne 🙂

Schronisko PTTK na Wielkiej Raczy śpi

„Prawie” Eliminator

Na parkingu postawiłem się przed wyborem kolejnego szczytu. Wybór padł na Czantorię ze względu na szybkie, ale pionowe i zabójcze podejście wzdłuż wyciągu narciarskiego. Tak więc zawinąłem się ku cywilizacji. Przejeżdżając przez Wisłę moim oczom ukazał się Orlen i w tym momencie miałem w głowie tylko i wyłącznie ciepłą kanapkę z szynką i jajkiem oraz ciastkiem owsianym na deser. Tak doładowany udałem się ku Ustroniowi, na parking pod kolejką na Czantorię. Grzechem i oszukaństwem byłoby skorzystanie z usług takiego rarytasu. Większość turystów jednak wsiadała do krzesełka, dla mnie celem było podejście czerwonym szlakiem. Tak też zrobiłem. Zapiąłem tempo w rytm serducha i wspinałem się na „Piekło Czantorii”. 2 km srogiej stromizny. W głowie myśli: byle się nie zajechać, trochę zwolnij, a będzie bez komplikacji. Słuchając głowy i bicia serca znalazłem się na górnej stacji kolejki. Teren od tego momentu trochę się wypłaszczył, i można było ustabilizować rytm pracy organizmu. Tak w mokrej aurze dostałem się do granicy, tabliczki z oznaczeniem szczytu i czeskiej wieży widokowej. Szybka fotka, wokół ludzie na totalnej wyluzce konsumowali posiłek przy drewnianych stolikach. Niczym nagroda za zasłużone zdobycie zacnej góry! Po takiej małej myśli zrobiłem w tył zwrot i w dół. Rześko się biegło do kolejki, a potem rozważnie na sam dół by niczego sobie nie pozrywać. Tak powróciłem do samochodu, dumny, że zdobyłem Czantorię bez obozów pośrednich i w dobrej wydolności 😊

Spod wyciągu ostatnia prosta… Pod Górę.

Szczyt, gdzie wieża widokowa, gdzie miejsce odpoczynku podróżnych

Najwyższa w Śląskim

Dwie góry, jedna baza wypadowa. Co wybrać? Klimczok czy najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego? Postanowiłem zacząć od tego, wydawałoby się trudniejszego. Znowuż przejeżdżałem przez Wisłę i postanowiłem zrobić powtórkę z porannego śniadania i jeszcze raz zasmakować kanapki na ciepło. Tak podładowany udałem się do Szczyrku. Możliwie blisko niebieskiego szlaku wiodącego na szczyt zaparkowałem u lokalsa, który za 10 zł pozwoli mi zostawić samochód do powrotu. Tym sposobem prosto z drogi głównej znalazłem się po kolejką. Nie dobijałem początkowo do niebieskiego szlaku, szedłem prosto po górę, pod kursującymi nade mną krzesełkami kolejki. Po kilometrze dobiłem do niebieskich oznaczeń i wydeptanej ścieżki. Postanowiłem na środkowym odcinku trzymać się ścieżki. Po kopułą szczytową zrezygnowałem jednak z tego wariantu, gdyż szlak trochę krążył dogodniejszym trawersem – udałem się znów prosto pod górę. Tak dotarłem do zabudowań i całej aglomeracji jaka na szczycie się znajdowała. Trwały akurat roboty nad polepszaniem infrastruktury i budową kolejnych budynków turystycznych. Znowu fotka i tym razem już całkowicie szlakiem zbiegałem na dół. Szybko znalazłem się spowrotem przy samochodzie, gdzie zdziwił się nawet sam starszy Pan. Postanowiłem skorzystać z gościnności i udałem się do pobliskiej karczmy w celu zjedzenia obiadu. Następnie jeszcze zakupy w markecie po drugiej stronie drogi i w drogę!

Podejście niebieskim szlakiem

Szczyt zagospodarowany jest wybitnie

Na ostatnim planie Klimczok. Kolejny cel

I kotlecik i suróweczka, ziemniaczki chętnie

Z pięknymi panoramami

Dojechałem samochodem pod agroturystykę Michałówka, gdzie już wcześniej dogadałem się z właścicielem na zostawienie samochodu. Właściciel okazał się bardzo miłym Panem, który pokochał Beskid Śląski tak bardzo, że na elewacji zafundował gościom panoramę z nazwami i wysokościami szczytów jakie widać dokoła. Widoki Jegomość miał bowiem cudne! Cały masyw Skrzycznego na wyciągnięcie ręki, z południowych stoków Klimczoka. Po kilku zamienionych słowach udałem się na siodło pod Klimczokiem, nie było czasu by zaglądać do schroniska, udałem się więc prosto na szczyt i do samochodu. Właściciel nie zdziwił się, bowiem raz w roku przyjeżdża do niego jakaś zawodniczka i takie wskoki robi z rana na rozgrzewkę. Podejście ciężkie i bardzo konkretne. Jeżeli traktować to jako rozgrzewkę to pełen szacunek dla tej Pani! Skorzystałem z toalety i udałem się do centrum Szczyrku.

Pik tuż, tuż

Na drugiej chopce Schronisko PTTK pod Klimczokiem

Tym razem Skrzyczne na horyzoncie

Niby nic a jednak

Podczas zdobywania Korony Polskich Gór na Czupel wchodziłem od Przełęczy Przegibek. Trasa dłuższa, ale mniej w pionie. Teraz dla odmiany postanowiłem skorzystać z krótszej trasy, ale z pionowym przewyższeniem 700 m. Udałem się do Międzybrodzia Żywieckiego w dolinę Soły i jej kaskad. Postawiłem samochód w centrum obok cukierni i kawiarni. Przepakowałem plecak i ruszyłem stromo do góry. Nachylenie utrzymywało się cały czas. Rzeczywiście to jest dobre miejsce na budowę zbiorników zaporowych. Strome ściany masywów, wąska dolina. Gorzej z podchodzeniem. Zmęczony wdrapałem się na grań masywu i osiągnąłem magiczne miejsce z najwyższym punktem i tabliczką informacyjną. Teraz tylko rozważnie w dół. Pełen koncentracji i szacunku do majestatu gór dotarłem do samochodu. Zaczęło zmierzchać, nie skorzystałem z cukierni. Postanowiłem zdobyć jeszcze jeden szczyt tego dnia.

Znowu piękny zachód, tym razem nad Beskidem Małym

Strach, a później szok

Udałem się samochodem do Andrychowa, następnie wskoczyłem w drogę wiodącą ku stacji narciarskiej Czarny Groń. Gdzieś w okolicy, w dogodnym miejscu zostawiłem samochód, przepakowałem się, a w trakcie noc zastała mnie na dobre. Odpaliłem czołówkę i trochę z duszą na ramieniu zacząłem podchodzenie w ciemnym i gęstym lesie. Za wiele nie wiedziałem o bytności niedźwiedzia w tym terenie, więc może lepiej, a może nie – szedłem przed siebie wzdrygając się każdy szum, odgłos i ruch między drzewami. Od szlaku w pewnym momencie odchodzi znakowana ścieżka na szczyt, tę jednak w mroku minąłem i osiągając najwyższy punkt trawersu wierzchołka droga zaczęła opadać w dół. Dało mi to do myślenia. Wróciłem do ostatnich oznaczeń szlaku i znalazłem słabo widoczną w ciemnościach ścieżkę. Postanowiłem nią podążyć. Osiągnąłem kopułę szczytową i już zaczynałem wywód o możliwości oznakowania kopuły, gdy w trakcie rozglądania takową informację znalazłem. Zdjęcia z fleszem i szczęśliwy, że z każdym krokiem będę bliżej samochodu rozpocząłem szybki zbieg. Zajechałem do pobliskiej karczmy ze świetnym żarciem. Po dokonanej wieczerzy udałem się do pobliskiego ośrodka wypoczynkowego o nazwie Czarny Groń Hotel & SPA. Mała dygresja. Góry, środek Beskidu Małego. Po całym dniu napierania i ostrych podejść marzyłem tylko i wyłącznie o umyciu się, nawet za wygórowaną cenę. W recepcji patrzyli na mnie jak na kosmitę, że przyszedłem brudny, sponiewierany i proszę na dodatek o możliwość umycia – dziwne. Zostałem odprawiony z kwitkiem. Poczułem się trochę jak wyrzutek, a niby byłem u siebie. Poszedłem do samochodu. Piszę o tym bo z jednej strony rozumiem, a z drugiej nie. Prestiżowy hotel, zasady itd. – rozumiem i w sumie nie mam żalu, bowiem znalazłem stację tegoż dnia i umyłem się należycie. Z drugiej strony jednak jesteśmy w sercu gór, gdzie powinni przebywać ludzie gór i rozumiejący góry.  W tym ośrodku ludzie byli oderwani całkowicie od tego miejsca. Taka enklawa w państwie. Na ten dzień skończyłem wojaże, czas nastał na poszukanie noclegu.

Jadło dobre

Related posts

Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 11 – Końcóweczka i Podsumowanie

Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 10 – Pogórzańskie piekło

Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 9 – Warto dojechać do końca