Wokół Zdrojów – Rymanów i Iwonicz Zdrój przez Przymiarki

Wokół zdrojów Beskidu Niskiego

Ostatni weekend minął pod szyldem wspaniałej, bezchmurnej pogody i dosyć mocnego wiatru, który dodawał otuchy, by raźniej można było patrzeć na otaczające nas piękno. Tym jakże artystycznym tekstem pasuje przejść do konkretów, czyli rodzinnego wypadu w Beskid Niski i wzniesienia między Iwoniczem Zdrój a Rymanowem Zdrój.

Do naszej standardowej trójki czyli, ja, Basia i Jaś, dołączyła tym razem moja Mama, Beata. W takim oto zespole udaliśmy się w stronę Iwonicza. Zanim dostaliśmy się do miejscowości opóźniły nas sprawy natury niedzielnej. Pierwiej Msza Święta w Miejscu Piastowym, gdzie w kościele byliśmy pierwszy raz. Po Eucharystii cudownie zorientowaliśmy się, że Jaśkowi pieluch nie wzięliśmy i trzeba było w NIEDZIELĘ NIEHANDLOWĄ na gwałt szukać możliwości zakupu zapasu pieluch.  Tak też skierowaliśmy się na zachód w kierunku Krosna, oddalonego od Miejsca Piastowego o 5 km. Znaleźliśmy punkt handlowy i zaopatrzyliśmy się w zestaw szturmowy dla Młodego. Teraz już bezpiecznie z zapasem jedzenia i słońcem nad nami pognaliśmy w stronę Iwnonickiego Zdroju. Udało nam się znaleźć parking około 500 m od głównego deptaku zdrojowego naprzeciwko restauracji Iwoniczanka.  Szybki przepak, załadunek wody i Młodego Ciasteczka do plecaka, trochę jedzenia i w drogę! Szkoda czasu.

Ścieżka z Iwonicza Zdroju ku Suchej Górze

Trasa w mojej głowie malowała się następująco:

Start w Iwoniczu Zdroju, następnie Głównym Szlakiem Beskidzkim do Rymanowa Zdroju, skąd zielonym szlakiem „Czy zobaczymy Tatry?” na Przymiarki i dalej tymże szlakiem na jego wylot przy amfiteatrze i skoczni w Iwoniczu.

Jak myślałem, tak ruszyliśmy. Szlak czerwony z drogi głównej skręca mocnym podejściem brukowanym i lasem obok delikatesów Centrum. Już na tym odcinku wystarczy zrobić 100 m by całkowicie odciąć się od gwaru i zgiełku panującego w centrum miejscowości. Związanego oczywiście z turystami, którzy jeden na drugim spacerowali wokół pijalni i innych znamienitych obiektów miejscowości. My natomiast czym prędzej w las i na szlak! Hej, ku przygodzie i hartowaniu Małego. Mocnym podejściem doszliśmy do drogi, którą szlak chwilę prowadził, by znów odbić boczną ścieżką. W końcu znaleźliśmy się na wylocie w kierunku leśniczówki, gdzie drogą stokową zaczęliśmy trawersujące podejście na Suchą Górę, mocno do góry. Po drodze kilka ekip turystów, którzy też korzystali z aktywnej formy wypoczynku i ładowania energii. Po drodze doświadczyliśmy jeden z szybów naftowych, gdyż wokół zdrojów wydobywano ropę naftową, a niektóre konie do dzisiaj chodzą i resztki ropy dają, jak się jej trochę nazbiera i osiągnie poziom jakościowy. Wszystko związane z Ignacym Łukasiewiczem i wielkich nadziei w tym terenie położonych. Ropa naftowa wszak dobrej jakości tu jest, ale niestety pokłady są marne… Pod strawersowaniu góry mocne zejście w dół do potoku Świętokrzyskiego i znowuż mocnym zaczęliśmy obchodzić stokami Mogiłę.

Po drodze spotkaliśmy odejście szlaku o tytule „Tajemnice Mogiły”, jednak naszym celem była miejscowość, a ten szlak znacznie by nam wydłużył całą wędrówkę. Musieliśmy brać na poprawkę wytrzymałość psychiczną naszej Pociechy. Szło się miło, wśród drzew, rozmowy trwały na tematy różne. W końcu zaczęliśmy znów schodzić. Po drodze przy wiatce spotkaliśmy miłą starszą parę, która gratulowała Jaśkowi wytrwałości i zarażania go górską aktywnością. I tak zrobi co będzie chciał. Wybierze swoją drogę życiową, jak mu się góry spodobają – to spoko. Jeśli nie, to niech szuka swego! Amen!

Dochodząc do miejscowości hałas podnosił z dużą mocą. Samochody przejeżdżające, parkujące wzdłuż i pełno ludzi na deptaku po obydwu stronach rzeki Tabor. Jeszcze nie zmącona płynęła zdrowo, w lecie wygląda bardziej jak ściek ze względu na masę ludzi i dzieci kąpiących się i skaczących z kamyka na kamień. Usiedliśmy na wolnej ławce by wypuścić na chwilę Młodego Jegomościa, by i on zażył aktywności o własnych siłach. Wziąłem go do strumyka, cyknęliśmy fotki i na szczyt skarpy wyszedł sam! Początkowo próbowałem go puścić całkowicie, jednak jak zaczął podchodzić z powrotem sturlał się na dół. Nie mógł Chłopina jeszcze równowagi złapać. Następnie z pomocną dłonią Tatka wyszliśmy na górę, zjedliśmy posiłek i w drogę na piękniejszą, widokową część, czyli drogę powrotną przez Przymiarki.

Z Rymanowa Zdroju na Przymiarki

Najpierw szlak wiedzie główną drogą asfaltową w kierunku Daliowej, po czym skręca w prawo obok Starej Pijalni. Przeszliśmy przez most i w las zgodnie za zielonymi oznaczeniami ścieżki spacerowej o pięknym tytule „Czy zobaczymy Tatry?”. Raz lasem, raz polaną osiągaliśmy coraz większą wysokość. W końcu dostaliśmy się na odsłoniętą grań, gdzie naszym oczom ukazał się cały Beskid Dukielski z jego najwybitniejszymi szczytami: Kamieniem nad Jaśliskami, Jawornikiem, Piotrusiem, Zimnym Wierechem, Baranim oraz górą, która jest najwybitniejszym okazem tych okolic: Cergową, królową Beskidu Dukielskiego. Tak zauroczeni widokami zniesmaczyliśmy się widząc co wydarzyło się na szczycie… przeorane prawie pół góry z brzydkim obiektem na południowych zboczach. Tak oto tracą klimat ostatnie bastiony spokoju. Przymiarki były do tej pory rajem dla koneserów przyrody i pięknych widoków, za które jednak trzeba było zapłacić sporym podejściem do góry. Teraz gmina buduje udogodnienia dla coraz bardziej upośledzonego ruchowo społeczeństwa by mogli takie miejsce osiągnąć. Dlatego przeoranie – pod parkingi oraz pas terenu wytyczony po budowę drogi. W sumie przy drodze asfaltowej łączącej Bałuciankę z Lubatową samochodów też było sporo gdyż prostym sposobem masa chciała wyjść i także popatrzeć na te cudne panoramy. Zrobiliśmy wspólne zdjęcie i dalej podążaliśmy zielonym oznakowaniem przez nieistniejącą już miejscowość Wólkę.

Dochodząc do lasu skręciliśmy w lewo i po kilometrze znaleźliśmy się na wylocie przy drodze asfaltowej naprzeciwko amfiteatru i ruin skoczni narciarskiej, gdzie ponoć sam Jens Weissflog ustanowił rekord obiektu, skuszony namową miejscowych. A miał tylko przyjechać na wakacje ?. Udaliśmy się w kierunku deptaku, obok nowego obiektu sportowego Orlik, dalej głównym deptakiem obok Pijalni znaleźliśmy w centrum przepełnionego ludźmi Zdroju. Nawet nie zatrzymując się poszliśmy do samochodu, po drodze racząc się gorącą czekoladą i kolejnym małym posiłkiem na parkingu.

Sumarycznie wyszło około 14 km, przy świetnej pogodzie i zacnych widokach dzień był całkowicie na TAK. Bo czego nam więcej trzeba, jak zadowolenia i spełnienia ?

Related posts

Balatonu część południowa – Węgierskie Morze

Balaton – węgierskie Morze – część północna

Wielka Rawka – Na Bieszczady nie ma rady