Diadem Polskich Gór – Dzień XI – Beskid Niski, Sercu Bliski

Morze mgieł w Niskim Beskidzie

Pobudka była dosyć ciężka. Wraz ze stukotem kropel i zachmurzonym niebem niezdarnie zwlokłem się z wyrka i udałem na stację po gorącą herbatkę z sokiem. Odpaliłem następnie rumaka i pojechałem w stronę Czarnego Potoku pod wyciąg narciarski na Jaworzynę Krynicką. Z tej rzecz jasna nie skorzystałem .Wyjście miało być klasyczne, bez jakichkolwiek innych dodatków oprócz moich nóg. Tak więc początkowo na azymut pod górę wzdłuż kolejki gondolowej zdobywałem bardzo szybko kolejne metry wysokości względnej.

Po drodze odwiedziłem legendarny kamień upuszczony lub wysrany (tak, zgodnie z jednym z podań) przez diabła. Do szczytu byłem w połowie. Znowuż omijając szlak postanowiłem wspinać się pionowo pod górę. Decyzja była dobra, bo dystans się skracał, a sama droga wydawała się bardzo szybka. Jak myślałem tak też miałem.  Dotarłem na górę, gdzie spotkała mnie przecudowna panorama na Beskid Niski, gdzie szczyty wyrastały niczym grzyby w lesie pośród morza mgieł zalegających w dolinach. Dla takich chwil jak i całych gór warto żyć! Kuśtykając człapałem w dół. Jednak zbieg był wyzwaniem. Rozpoczął się bowiem etap, w którym podchodzenie było leciutkie, zejście natomiast jedną, wielką katorgą.

Diabli Kamień

Piękno Beskidu Niskiego

Stacja kolejki gondolowej

Ściana Płaczu

Na królową Niskiego, Górę Policyjną (ze względu na wysokość) postanowiłem wyjść najbardziej majestatycznym odcinkiem od strony Izb. Jest to w wolnym, lokalnym wydaniu golgota, ściana płaczu. Półkilometrowe podejście, które wysysa siły i sprawia, że trzeba szukać krzaków, stopni i miejsc stabilności ujętych rękoma ze względu na stromiznę  ataku. Początkowo dochodzimy do przełęczy – prawie płasko. Następnie obieramy kierunek na wschód – delikatnie do góry, też prawie płasko. Droga zachęca do radości, a nawet myślenia, że to jakaś prościzna,w końcu Beskid Niski. Po 2 kilometrach luzu zaczyna się jednak najbardziej strome podejście po tej stronie gór. Czegoś takiego w innych pasmach beskidzkich próżno szukać, to pretenduje do tatrzańskich wybitności. Pokonując jednak ten odcinek bardzo szybko stajemy na grani szczytowej, gdzie jeszcze kilkaset metrów płaskiego terenu wyprowadziła mnie na szczyt, tabliczkę informacyjną i dumnie powiewającą flagę Polski. Lackowa zdobyta! Powrót klasycznie już od wczoraj był jedną wielką katorgą miszcza…

Zagospodarowanie szcyztu

Jej wysokość Lackowa z północno-zachodniej strony

Polecam Jadło!

Niespodzianka!

Nowa góra, która jeszcze w czasie zdobywania nie była zaliczana do Diademu. Do tej pory bowiem najwyższym szczytem Gór Grybowskich było Jaworze, nowa ustawa przygotowywana przez działaczy PTTK Wrocław i twórców Diademu miała na celu zamienienia Jaworza Kozim Żebrem właśnie. Oficjalnie jednak w tym momencie decyzja należała do mnie. Postanowiłem oficjalni światu się nie chwalić, ale obydwie góry zdobyć. Tak więc czekało mnie 81 szczytów. Zdobycie Koziego jednak wymagało znowu doświadczenia w nawigowaniu i radzeniu sobie w terenie. Szlakiem bowiem musiałbym nadrabiać masę kilometrów ruszając z Kamiannej albo Kamionki Wielkiej co mijało się z celem. Była to idealna trasa na wyjście z rodziną i poświęcenie na to dnia wycieczkowego. Tutaj jednak liczyło się myślenie i nie popełnianie głupich błędów. Tak więc wylądowałem w Łabowej, skręciłem w jedną z uliczek wiodących na północ i zaparkowałem samochód na łące. Postanowiłem znaleźć stokówkę  i sukcesywnie wspinać się do góry by osiągnąć grań, dobić do żółtego szlaku, a następnie skręcić we właściwym kierunku. Plan udał się znowu w 100%. Drogi wiły się i skręcały, a ja obierałem ten najbardziej właściwy kierunek, który bardzo ładnie doprowadził mnie do żółtego szlaku. Stamtąd skręciłem na wschód i po 100 metrach znalazłem się przy reperze i ułożonym z szyszek napisie „Kozie Żebro”. Punkt bowiem nie posiadał żadnej tabliczki, jednak z nawigacji GPS wynikało, że znajduje się dokładnie w tym punkcie, w którym miałem być. Strzał w dychę! Chyba wypadałoby w tym momencie napisać mały instruktaż jak zdobyć Kozie Żebro z Łabowej. Zainteresowanych jednak zapraszam na priv 😊

Trasa nowa, nieoznakowana, dziewicza

To dzięki tym słowom…

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Dojechałem do Perelisk, gdzie przy krzyżówce drogi z niebieskim szlakiem postawiłem samochód i rozpocząłem szybką wspinaczkę niebieskim szlakiem na „jeszcze” Królową Gór Grybowskich. Na szczyt dostałem się szybko, wylazłem na wieżę widokową, napoiłem się widokami i przeczytałem informacje na tablicy pamiątkowej poświęconej Janowi Pawłowi II. Wymowne słowa jego „Pilnujcie mi tych szlaków” mówią o wszystkim i zobowiązują mnie do czynienia mojej powinności. Całość wtedy nabiera zupełnie nowego, świeżego, innego wymiaru. To już nie jest zwykła aktywność, to nie są zwykłe góry… W tych przemyśleniach, że robię coś wyjątkowego, coś dobrego i potrzebnego zturlałem się na dół do samochodu.

Czasem oznakowanie jest aż ZA DOBRE 🙂

Na północy już płasko…

Będziemy pilnować!

Pełno do odkrycia, wiele do zobaczenia

Tym oto sposobem zawitałem w dobrze mi znane okolice Folusza oraz rodzinnych stron mojej żony Basi. Masyw Magury Wątkowskiej uwielbiam z każdej strony i większość tajników tutaj obcujących odwiedziłem jak Wodospad Magurski, Diabli Kamień, Kornuty, Kolanin, Zamczyska, Kapliczkę pod Trzema Krzyżami i inne wspaniałości. Na Wątkową może i szybciej dostałbym się z Bartnego, Folusz jednak był opcją dogodniejszą dojazdowo. Nie traciłem czasu na drogę samochodem i wracanie. Nie zaglądając niestety do Trzcinicy i teściów pognałem wzdłuż stawów rybnych żółtym szlakiem na grań Magury. Tam kierunek na wschód zielonym szlakiem i po 10 minutach byłem już na szczycie wśród porozwalanych ostańców skalnych, z którego to stworzony został rezerwat Kornuty. Pełno tutaj różności i wspaniałości. Czas jednak naglił, a dzień pozwalał na podjazd pod jeszcze jeden szczyt. Wrócę tutaj po raz kolejny na spokojnie by przejść się z rodzinką. Szczyt jak i cały masyw okryty jest drzewami, próżno szukać widoków. Jedynie z dolin lub okolicznych miejscowości możemy podziwiać majestat Beskidu Niskiego. Może właśnie w tym cały urok tych gór. Nie dla każdego one bowiem są – tylko dla koneserów i turystów wiedzących po co tutaj przyjeżdżają. Janusza i Grażyny próżno szukać, ot taka selekcja. Jeżeli chcemy upajać się majestatem gór – zapraszam w Beskid Niski Sercu Bliski 😊

Piękny las…

Rozległy masyw Magury

Kornuty

Apogeum zniszczenia

Nie zwalniając tempa postanowiłem na koniec dnia zdobyć graniczny szczy polsko-słowacki. Niedawno powstała nowa trasa w formie 11 kilometrowej pętelki z Olchowca na Baranie i powrót inną drogą. Bardzo przyjemna to trasa, tym bardziej, że w okolicach cerkwi stworzono dla turystów parking mieszczący 3-4 samochody. Tak postanowiłem rozprawić się z tą górą. Ruszyłem żółtymi i czarnymi oznaczeniami szlaku od wschodniej strony, powróciłem zachodnią flanką. Na szczycie wiatka na przetrwanie złych warunków pogodowych oraz jeszcze stojąca wieża, która miała ściągnięte drabinki i tabliczkę o zakazie wejścia – grozi śmiercią. Historia analogiczna do Radziejowej. Rzeczywiści pół roku wcześniej można jeszcze było wejść na wieżę po spróchniałych stopniach, wieża chwiała się w posadach i poddawała podmuchom wiatru. Dotarcie na sam szczyt było przygodą przyprawiającą o palpitacje serca. Słusznym będzie gruntowny remont wieży lub rozebranie jej i postawienie nowej (aktualnie na dzień pisania tej części relacji tj. 25.04.2019 wieże została zdemontowana). Zabawiając chwilkę na szczycie i patrząc już po raz ostatni w moim życiu na tę wieżę widokową, nie wchodząc na jej szczyt zbiegłem inną drogą do mojego środka transportu. Słońce było już w ostatecznej fazie zachodu. Styrane nogi oraz rosnące spięcie w prawym mięśniu goleniowym spowodowały decyzję o zakończeniu wszelakiej działalności górskiej na ten dzień. Pojechałem w okolice Barwinka na nowo postawioną stację BP, przystosowaną pod tranzyt. Tam stołówka i prysznice. Tak jak to powinno dla mnie wyglądać. Z opcji odświeżenia skorzystałem od razu. Mimo zimnej wody największą radością i nagrodą było zmyć z siebie pot całego dnia i dać odpocząć zmęczonej nodze i stopom. Rany otwarte krwawiły, ściąganie skarpetek tworzyły gwiazdy w oczach. Normalne chodzenie nie wchodziło w grę. Złapałem doła. Zakodowałem w głowie tylko jedno: noc da Ci nowe siły, a stopy się uzdrowią. W tym jednak momencie wszystko piekło, paliło, było pomarszczone i zakrwawione, spięte, a z tego osłabienia powstały bąble i otarcia. Obraz nędzy… Ponownie pocieszyłem się myślą, że rano będę nowym człowiekiem. Poszedłem spać.

Cerkiew pw. Św. Mikołaja i łemkowski most. Jedyny taki

Już na granicy ze Słowacją

Ostatni raz z wieżą

Chłopie, weź skończ na dziś

Related posts

Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 11 – Końcóweczka i Podsumowanie

Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 10 – Pogórzańskie piekło

Niebieskie Wyzwanie 2016 – Odc. 9 – Warto dojechać do końca